Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Masztojakwbanku,żejeszczedziśoberwiesz!
—Chybaty!—Szarpnęłałańcuchem.—Kończcietęszopkę.Nic
wamniepowiem,choćbyściemnieobdarlizeskóry,więcty,łysy
—wskazałagoruchemgłowy—wyciągajpukawkęiwal
miwpotylicę,boprzecieżmnieniewypuścicie.
—Ktowie,ktowie?
Zadowolonyopadłnaoparciekrzesła,bojednakjakiejśreakcji
ostateczniesiędoczekali.PrzezsześćgodzinCelinasiedziała
wyprostowanajakstruna,zewzrokiemutkwionymwjedenpunktinie
reagowałanażadnezaczepki.Teraz,podwpływemzmęczenia,
rozpoczęłaetappyskówki.Torokowało,żejużniebawemstraci
kontrolęnadtym,comówiinareszciewyjawikonkrety.Choćmusieli
przyznać,żezadziwiającotwardoobstawałaprzyrzekomejniewiedzy,
apotymwątłym,smukłymcieleniespodziewalisiętakiegohartu
ducha.
Psychiczneznęcanieimtakżezaczynałociążyć,askoroinnemetody
zawiodły,postawilinatęniezawodną,wywołującąstrach.
—SebastianPinto.—Brodatykolejnyrazrzuciłnastółzdjęcie
przystojnegomłodegobruneta.—Kiedyplanujekolejnyprzerzut?
Mów,kurwa!
—NieznamżadnegoSebastianaPintoinicniewiemoprzerzucie.
—Robiławszystko,byniezauważylirosnącegozdenerwowaniawjej
głosie.
—Ileosóbobstawiapierwszytransport?—Tendrugidrążył
niezrażony.
—Ilesamochodówjedziewkolumnie?
—Dzieńigodzina!
—Miejscedocelowe!
—Mów,docholery!—Łysyostatecznieodbezpieczyłbroń
iprzyłożyłdoskronikobiety.
***
Kiedyranoszłanaparkingwkierunkukupionegoprostozsalonu
błękitnegoVolkswagenaGarbusa,nieprzypuszczała,żezamiast
wyruszyćnimnazwiedzanieLizbony,swojegonowegomiejsca
zamieszkania,zostaniewciągniętanapakębrudnegodostawczaka,
anajejtwarzyzamiastuśmiechupojawisięczarnybawełnianyworek.
Dobrze,żeniefoliowy,pomyślałabezwiednie,bowtedyzpewnością
miałabywiększyproblemzoddychaniem.Kiedyusłyszałabrzęczenie