Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
siętensam.Uważałemjednakzastosownezachować
ostrożnośćisamzadzwoniłemdoniego.Byłoniezwykle
trudnowyszukaćjegonumer,aleotrzymałemgowkońcu
odjednegozmoichtutejszychkolegów.Eldorado76.
PoprosiłemdotelefonuP.J.Maddenairozmawiałem
znim.
– Icóżonpowiedział?
– Pochwaliłmojąprzezornośćipowtórzyłjeszcze
dobitniejswojepolecenie.Słyszałróżnerzeczy,które
doradzałymu,abyniezabieraćobecnieperełdoNowego
Jorku.Corozumiałprzezto,niewiem.Dodałjednak,
żepustyniawydajemusięidealnymikulisamidlatego
rodzajuspraw.Niktniemożeprzypuszczać,abymożna
byłotamukraśćsznurperełwartościćwiercimiliona
dolarów.Niepowiedziałtegonaturalnie,ale
wywnioskowałemtozjegosłów.
– MasłusznośćrzekłWiktor.
– Dopewnegostopniatak.Przebywałemrównież
przezjakiśczasnapustyni.Nieprzyjdzietamnikomu
namyśl,abyzamykaćdrzwi.Niktniemyśliozłodziejach.
Komisarzepolicyjniznajdująsięwodległościkilkuset
kilometrów.Mimoto...propozycjataniepodobamisię.
Przypuśćmy,żektośchciałbypopełnićłotrostwo.Nie
madogodniejszejokolicy.Jakokiemsięgnąćocean
piasku,najwyżejkilkadrzewdokoła.Przypuśćmy,
żewyślętamBobazperłamipaniiBobwpadnie
wpułapkę.MożeMaddenaniemawfarmie.Mógł
wyjechaćnaWschód.Wkońcumógłteżdostaćkulą
włeb...
Wiktoruśmiechnąłsięszyderczo.