Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nigdywięcejniewchodźmiwdrogę,gówniarzu!
–wrzasnął.
Popoliczkachcichopotoczyłymisięłzy.Niemogłam
patrzeć,jakJakecierpi.Przecieżchciałmnietylko
chronić.Zakażdymrazem,kiedypodpadłamojcu,
prowokowałgo,żebywyżyłsięnanimzamiastnamnie.
Ojcieczmierzyłnasobojewściekłymwzrokiem,
poczymzabrałtalerziwyszedłzjadalni.Podnosem
mruczałcośotym,żejesteśmynajgorszymibachorami
naświecieiżejegożycietokoszmar.
Kiedytylkowyszedł,podpełzłamdobrataizcałejsiły
goprzytuliłam.Jakezjękiempodciągnąłsię,żeby
usiąść,anastępniepogładziłmniedłoniąpopiekącym
policzkuisyknąłprzezzęby.
−Przepraszam,braciszku.Bardzocięprzepraszam
–mamrotałamcicho,wypłakującmusięnaramieniu.
−Nicsięniestało.Tonietwojawina–wydusił
zsiebieisłabosięuśmiechnął,próbującwstać.
Zerwałamsięiobjęłamgowpasie,pomagając
muutrzymaćrównowagę.Naglecośporuszyłosię
pomojejprawejstronieiażpodskoczyłamnamyśl,
żetoojciecwracanamdołożyć.Zamiastniego
zobaczyłammamę,którapospieszniesprzątałazestołu
ipapierowymręcznikiemwycierałarozlanąwodę.
−Zabierzcietalerzeizjedzcieusiebie,dobrze?
–powiedziała,całująckażdeznaswpoliczek.
Musiałauspokoićojca,żebyznówniewybuchł.
–Dozobaczeniarano.Bardzowaskocham.Proszę,
bądźciecichoipamiętajcie:cokolwiekbysięniedziało,
zostańciewpokojach–zarządziła,poczymznównas
pocałowała,podałanamniedojedzoneporcje