Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Naczelnysiedziałwroguswojegogabinetu,zapadnięty
głębokowpluszowyfotel.Nastolikuobokleżały
wbezładziemakietypierwszejstronynajutro,naścianie
pyszniłsięczerwonyneonowynapis:„Dziennik
Małopolski”.Byłpaskudny,aletakigustmiałTadek.
Aogustachnaczelnegosięniedyskutuje.
Grześpowiedziałbezuśmiechu.Siadaj.
AleGrzegorznieusiadł.
Mogłeśmniezapytać.
Cisza.
Mogłeśmniechociażuprzedzić!
Apoco?Tadekniepatrzyłnaniego,tylkonaswoje
grubepalcesplecionewkoszyczek.
Poco…ajeślijategowcaleniechcę?
Terazwreszciespojrzał.Przeciągle,ironicznie.
Kiedycięprzyjmowałemdoredakcji,wydawało
misię,żechceszdużoosiągnąćiżejesteśdotego
odpowiedni.Marzyłeśodzialeśledczym.Pamiętam
dobrze.Niemaszjużżadnychambicji?
NiemampowiedziałGrzegorz.Myślałomamie.
Iokredycie.
SpojrzałTadkowiprostowoczyipowtórzył:
Terazjużniemamambicji,szefie.
Niemasz…
Tramwajzaoknemzadudnił,ktośkrzyknął,zatrąbił
klakson.
Niemasz…powtórzyłwolnonaczelny.Akiedy
będzieszmieć?
Kiedy…okolicznościbędąbardziejsprzyjające.
Wymigałsięododpowiedzi,choćwiedział,żenie
powinien.Toniebyłatakarozmowa.
Tadekmachnąłtylkoręką.
Jestemtobąrozczarowany.
Przedchwiląmigratulowałeś.Nazwałeśperełkąwśród