Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
samotnościązdumiony.Jakwśniedziwnym,wznosiłysiędokoła
niegodomydrewnianenibypudłapusteicisząodrętwiałe.Tylkokot
czasemniespokojniemiauknąłalboptakporuszyłgałęziąikwiecia
nastrącał,bonasadzilioniwSańskunaryneczkujabłoniiwiśni
iwszystkotowłaśniekwitłohaniebnie.PodałemDziadziowirybę
zgrochem,comgo,znalazłszywkomorze,zczosnkiemugotował
iprzetarł.Dziadekrzuciłsięnatozgłodniały,palcamirybędarłido
ustwpychał,iwodąkrynicznąpopijał.Naglejeśćprzestałizerknął
nieufniewstronęokna.
Szlachcicto?spytał.
Szabliskomaogromnepowiedziałem.
Każdyzbójmaszablę,aszlachcicembyćniemusi.
MusiałemDziadziowiprzyznaćrację,boówmążnarynkukim
jest,wyrozumiećniemożnabyło.Tomtylkostwierdził,
żewymizerowany.Wąsmiałczarnyizarostmocny,dawnoniegolony,
choćjeszczeniebrodę.Skórzanykaftanwytartydocna,butyteższmat
drogimusiałypokonać.Pieszotuprzyszedł,myślałemsobie,
achociażembyłmały,przecieżtowiedziałem,żeszlachcicnierad
wdrogębezkoniaruszy.
Zastukałdojednychdrzwi,dodrugich,wróciłnaśrodekrynku,
jeszczerazprzebiegłwzrokiempopustychoknach.
Hej!krzyknął,stojącwsłońcu.Hej,wy!Odczekałchwilę
iznowu:Hej,ludzie!
Aleniezagłośno.Niepewniejakośkrzyczał.Głosmiałzdarty,
przecieżmiłobrzmiący.Dziadeknicniesłyszał,jadłimlaskał.
Aonemumężowinarynkugorącosięwidaćzrobiło,bouszedł
zjasnościwcieńdrzew,rozpiąłpasirzuciłgopodpieńjabłoni,
rozpiąłkaftaniwtedykolczugasięukazała,wprawdziepodarta,ale
przecież…
Dziadkupowiedziałem.Pewnierycerz,bodruciankęnasobie
ma.