Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przebłyskówztejchwili:dotkliwy,piekącyból,kiedywyrwała
muzeskronitrzymanewgarściwłosy,wrażeniespadaniawziejącą
przepaśćidzikiszałtowarzyszącyrozrywaniujejskórypazurami.
Paznokciami.
Uderzyliopodłogę.Zapanowałacisza.Chłopieczdałsobiesprawę,
żepozanimiwdomunikogoniema:żadnychpodniesionychgłosów,
żadnychdługich,ostrychpalców,żadnychalarmującychprzebłysków
czerwieni.Kobieta,jegomatka,leżałapodnimpowykręcanapod
dziwnymikątami,zeskierowanymkuniemuiobnażonymgardłem,
jakbypróbowałagoudobruchać.Kośćwystającazezłamanegowpół
przedramienia,uderzającobiałanatleszarawejskóry,mierzyła
wokno.Zaplątałsięwniąrękawżółtejpodomki.
Mami?
Znosaiustsączyłyjejsięcienkiestrużkikrwi,ajejoczyzielone,
jakjegowpatrywałysięwjakiśpunktnadichgłowami.Ostrożnie
zasłoniłdłoniąjejustainosinacisnął,zfascynacjąobserwując,jakjej
ciałognieciesięiślizga.Przycisnąłmocniej,całymswoimciężarem:
czuł,jakjejwargizmieniająsięwpapkę,rozjeżdżająsięnazębachi…
Przestał.Musiałwyjśćnazewnątrz.
Byłzimny,szaryporanek;jesień,jakprzypuszczał.Światłoraziło
gowoczy,alenietakbardzo,jaksięspodziewał.Taknaprawdę
wprostsięnimupijał,rozglądającsiępoponurymkrajobrazieiniebie
zcorazwiększymspokojem.Widziałlasrazsiętambawiłliście
robiłysięjużczerwoneibrązowe.Widziałpola,terazciemne
odniedawnegodeszczu,istarebudynkigospodarcze,któreojciec
doprowadziłdoruiny.Gdzieśdalekozanimiwiłasięutwardzona
droga.Ciałomatki,którezaciągnąłtuzesobąpozarośniętejtrawie,
wyglądałojużpiękniejpozadomembyłaczymśinnym.
Chwyciwszyzakostki,przeciągnąłniecodalej,naugórpodrugiej
stroniepolnejdrogi.
Tutaj.Otworzyłusta,żebypowiedziećcośjeszcze,aleniebył
wstanie.Mokratrawaotoczyłajegomatkęiotuliłają.Czułpełzające
wniejżycie;maleńkiemuszkiiżuczkiżywezainteresowanie
robaczków.Chłopiecprzesunąłsię;klęczałteraztużprzyniej.Poczuł,
jakwypełniagogniew,takbeznamiętnyibezgraniczny,
żerozpościerałsięwnimjakcałykrajobraz;wściekłośćrozlewałasię
wnimpowidnokrąg.Najakiśczaszupełniewyszedłzsiebie,nie