Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—PaniedeLoignac,jesttoMilitor,mójpasierb,astarszysyn
mojejżony,zdomuChavantrade,krewnejpanówdeLoignac,Militor
deChavantradenapańskieusługi.
UkłońżesięMiltor.
Potemgaskończykschyliłsiędodziecka,którewrzeszczałotarzając
siępodrodzeidodał:
—CichoScypionie,cichomójmały,zarazcięwezmę,tylkokartę
znajdę.
TymczasemMilitor,posłusznyrozkazowiojca,lekkoukłoniłsię,
niewyjmującrąkzzapasa.
—Namiłośćboską,dawajpanswojękartę!—zawołał
zniecierpliwionydeLoignac.
—Pójdź-noLardilleipomóżmi—rzekłzapłonionygaskończyk
domałżonki.
Lardillepokoleiuwolniłasięodoburąkprzyczepionychdojej
sukni,izaczęłasamaprzetrząsaćtorbęikieszeniemęża.
—Widać!—rzekła—żeśmyzgubilinasząkartę.
—A,tokażęwasaresztować—powiedziałLoignac.
Gaskończykzbladł.
—NazywamsięEustachydeMiradoux—wołał—imogęsię
odwołaćdopanadeSainte-Maline,mojegokrewnego.
—A!jesteśkrewnympanadeSainte-Maline—rzekłnieco
ułagodzonyLoignac.Prawda,żegdybywamwierzono,tobyściesię
odwoływalidopokrewieństwacałegoświata;no,no!szukajcie,ale
nadewszystkoszukajcienienapróżno.
—Lardille,obaczwtłomoczkachtwoichdzieci—powiedział
Eustachy,drżączgniewuiniespokojności.
Lardilleuklękłaprzedskromnemzawiniątkiemiszemrzącobracała
jenawszystkiestrony.
MałyScypiokrzyczałciągle;prawda,żejegoprzyrodnibracia
widząc,iżonichzapomniano,bawilisięnasypywaniemmupiasku
wusta.
Militoranisięruszył;rzekłbykto,iżutrapieniafamilijne
przeciągałyoboktegosłusznegochłopca,bynajmniejgoniedotykając.
—E!...—naglezawołałpandeLoignac—acóżtotam
wskórzanejkoperciewyglądazpodrękawatemuchłopcu?
—A!tak,prawda,prawda—tryumfującozawołałEustachy—był
topomysłmojejLardille,terazprzypominamsobie;zaszyłakartę
wrękawMilitora.
—Abyniósłcokolwiek—szyderczorzekłLoignac—wstydźsię