Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przedoczamistanąłmuznowuobraztegomłodegochło-
paka,któregokilkagodzinwcześniejbiliizakatowalinaśmierć
najegooczach.Krewzpodłogizmylipotemtakpoprostu:
wiadrowody,szmata,jeszczejednowiadrowodynapodłogę,
bardzodużoszmat…
–Tojakznamibędzie,misiu-Lesiu–oficerzacząłzalot-
nie,alenaglestrzeliłgoznowupięściąprostowtwarz.–Bę-
dzieszlojalnywzględemwładzyludowejczynie?!Chybażejuż
niekochaszżonyidziecka!Iwłasnejdupyśmierdzącejnieko-
chasz!!!–wrzeszczałstanąwszyobokjegotaboretu.
Kopałgopołydkach,pokostkach,popiszczelachtak,że
Wałęsastraciłrównowagęispadłnapodłogę.
„Dobrze,żetoniebeton,alepłytki,polichlorekwinylu…
–pomyślałzupełniebezsensuprzypominającsobiewiedzę
zmateriałoznawstwazzawodówki.–Nabeton,gdybymupadł,
zpewnościąrozbiłbymsobiełukbrwiowy,amożenawetwy-
padłybymioczy…”
Esbeknieprzestawałkopać:
–No,tojakbędzie?!–pytałzdyszanyodkopaniależącego.
–Kochaszojczyznę?!
Kop!
–Kochaszżonę?!Dzieciaka?!
Kop-kop!
–Kochaszwłasnądupę?!
Megakopniakprostownerki!
–Kocham,kocham!Iżonę,idziecko!–jęczałLechwijącsię
napodłodzewkałużykrwi.–Isiebieteżkooooooooooooocha-
aam!!!
Obudziłsięcałyzlanypotem.Wokółcisza,ciemnośćisły-
chaćzaledwierytmicznetykaniezegara.Niepamiętałjuż,jak
znalazłsięwłóżku.Przezwąskąszparkępomiędzyzasłonami
12