Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Czasamiwychodzilirazem.Zresztąsamjązapytaj.
Makręconerudewłosy,łatwojąpoznasz.Takamała
rudaślicznotka,jeżeliniemaszuprzedzeń
dokatolików.
–Czyonmiałjakieśkłopoty?
Osuszyłszklankędodnainaglezachwiałsię,zatoczył
ichwyciłkrawędzibaru,próbujączłapaćrównowagę.
–Jasięniewtrącamwto,cotamsiędzieje.Łatwosię
wcośwpakować,patrzącnato,cosięwyrabiawtym
przybytku.
Kelnerkaprzyniosłaostrygi.Spojrzałnanie
izmarszczyłsię.
–Ocochodzi?–zapytałem.
–Oto,żewchodząlepiej,jakmająpoślizg–wyjaśnił,
pociągającnosem.
Postawiłemmujeszczejedendżin,akiedykończył
ostrygi,zapytałemponownie,czyThierrymiałjakieś
kłopoty.
–Jawiemtylko,żeTerryzwinąłsięzarazpotym,jak
siępojawiłtenAmerykanin.TakiwielkiAmerykanin.
Wiem,bosłyszałem,jakkrzyczałnapanaCreama.
Aprzecieżnaszefaniktniemożekrzyczeć,absolutnie
nikt.IpotymTerryjużniewrócił.
–Dlaczegokrzyczał?
–Tegotojajużniewiem–odparł,wyłuskując
ostatniąostrygęirzucającmuszlęnapodłogę.Trzymał
siękontuaruiwpatrywałwblat,jakbyniebyłpewien,
czymożebezpieczniestanąćnaziemi.
–Wieszmoże,ktotobyłtenAmerykanin?
–Nigdyprzedtemgoniewidziałem.
–Alenapewnocośsłyszałeś.