Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DODIABŁAZBOGIEMRW2010
GrzegorzPiórkowskiKismet
Dotknąłemczoła,musielimigłowęrozbić,czycośtakiego,krewmiałemna
całejtwarzy(albobłotoibrud),wszędziestrupy.Przekręciłemsięzsykiem,
wszystkobolało,jakbymniektośskopał.
Wkońcuwstałem,podpierającsięonajbliższykamień,izaraznanimusiadłem,
objąłemgłowędłońmi.
Gdytrochęprzestałaboleć,potoczyłemwzrokiemwokół.Niezawleklimnie
daleko,ujrzałemznajomąpolanę,wypalonątrawęwliściastymprześwicie.
Podniosłemsię,wziąłemjakiśkijipodpierającsię,ruszyłempowoliwtamtąstronę.
Pokapliczcetylkoślad,paręcegiełtuitam,wbitychwziemię.Musieli
wysadzić.Czarnaziemiacałkiemprzeorana,trzydoły,trzyhałdyziemi.Kopali.
Alenieznaleźli.Nieznaleźli,więcposzlidalej.
Zacząłemiśćwstronęwioski.Widziałemśladyopon,pozrywanątrawę.Mieli
chybanawetjakiśwózopancerzony,gąsienicezostawiaływyraźnyślad.
Niesłyszałemich.Wokółnic,tylkośpiewptaków,szumwiatru.Takjak
powinnobyć.
TakjakstworzyłkrainęBóg.
Wiedziałem,cozastanę,niepomyliłemsięzwęgloneresztkidomów,
wścianach,któresięostały,dziurypokulach.Gdzieniegdzieplackinagiejgleby,bez
wątpieniawyrwaneprzezgranaty.Ktorzucił?Chybanasi,wnioskującpomiejscach
eksplozji.Cośsięostało:zwęglonadzwonnicazczarnymkrzyżemnatlebiałych
chmur,przezktórecoruszprześwitywałosłońce.Patrzyłemnaniąprzezdługiczas.
Czekałem,tobyłonajrozsądniejsze.
Gdyusłyszałemkroki,odwróciłemsię.Nieobawiałemsię,sądzącpośladach,
niewiernijużdawnostądodjechali,niemielipocotuzostawać,skorowszystkojuż
wypalili.
Ferdekmiałbrońprzewieszonąprzezramię,kombinezonniecoosmalony,dostał
postrzałwramię,bandażbyłbiały,opatrunekświeżozmieniony.
36