Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
Wtejrelacjinierozdrabnialiśmysięnato,cowypada,
aconie.Kochaliśmysięwjejdomunaokrągło,przez
caływeekend.Jejrodzicealbomnieniezauważyli,albo
niebyłoichwdomu.Tadrugawersjawydałamisię
bardziejprawdopodobna.Potężnyibogatydom
Schillerówrządziłsięwłasnyminormamiiprawami.
Domownikomnajwygodniejbyłounikaćsiebienawzajem
itymsamymewentualnychproblemówtobyłaich
receptanapozornieszczęśliwąrodzinę.Wracając
dosiebiewieczoremwniedzielę,ledwomogłem
utrzymaćnogęnagazie.Caładrżała,awmięśniach
dawałosięwyczućsporeilościkwasumlekowegoefekt
naszychigraszek.Tobyłydwanajpiękniejszedni
wmoimżyciu.Zakochałemsięjakwariat.
Popowrociedodomuwszystkopotoczyłosię
wzastraszającymtempie.Złożyłemdokumentywdomu
dziecka,definitywnierozstającsięzinstytucją.
Zkońcemtygodniaspakowałemsię.Babciapłakała
ibardzoprosiłamnie,żebymjejniezostawiałsamej
wSłupii.Niesłuchałem.LiczyłasięjużtylkoMirandaijej
kuszącebiodra.
Wziąłemnajpotrzebniejszerzeczy.Najwięcejmiejsca
zajęłymiksiążkiipłytyMichaelaBoltona,CélineDion
iLeonardaCohena.Ubrańniemiałemzbytwieleot,
kilkakoszul,paręmarynarek,jeansów,skórzanebuty
dobrejjakości,naktórezawszezwracałemuwagę(na
każdązparpotrafiłemodkładaćpokilkamiesięcy),
dwie,możetrzyparydresów,wtymmojeulubione,