Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
światach.Czułemsięsamotny.
–Nienarzekamnasamotność,paniedoktorze
–odparłemsucho.
–Rozumiem.–Uśmiechbyłtrochęsmutny,zadumany.
–Zanicbymsięwtedynieprzyznał,żemiźle.Udawałem
przedkolegamiszczęśliwca.Zresztąprzedsobątakże.
Słynnirodzice,utytułowani,nazwiskawgazetach.
Zagraniczneprezenty,przywożonezkongresów,
najnowszepłyty,modneubrania,zawszepoddostatkiem
pieniędzy.Mogłemstawiaćkolegomlody,kiedytylko
chciałem,zapraszaćkoleżankidodrogichdyskotek.
Gdybymzawyłjakpies,wzięlibymniezawariata.
–DoktorJaelurwał,spojrzałwokno,zaktórymfalowała
wsłońcuzielonadolina.–Atakmisięchciałowyć
chwilami!…Budziłemsięwnocyiwidziałemzjawy
wciemnychkątach,galaretowateupioryzmackamijak
ośmiornice.Wołałemmamę,aleniebyłojejwdomu.
Moczyłemsięwłóżku,takjakty…
–Skądpanwie?–wyrwałomisię.
–Nietylkostąd–doktorJaelwskazałnamojąkartę
informacyjną.–Wystarczyobejrzećtwojerysunki.Masz
obolałąwyobraźnięiciężkociztym,jakmnieniegdyś.
Dlategocięrozumiem,Marcel.Wiesz,jaksięuwolniłem
odupiorów?
–Toniemanicwspólnegozmojąchorobą
–powiedziałem,niepatrzącnalekarza.
–Skądmożnawiedzieć?Jesteśmyharmonijną
kompozycją,każdyelementmaznaczenie.Trudno
ustalić,którygrarolędecydującą,medycynagłowisię
nadtymoddawna.Najważniejszetopoznaćsamego
siebie,dotrzećdoźródeł.
–Ktopanupokazałmojerysunki?–spytałem.
–Musiałoupłynąćsporoczasu,nimzrozumiałem,
żemójskrytyżaldorodzicówniemasensu–powiedział
doktorJael.–„Nieprosiłemsięnaświat”,znaszto,
prawda?Krzykrozpaczy…Aleionisięnieprosili,prawu
naturypodlegamywszyscyjednakowo.–Wyszedłzza
biurka,zbliżyłsię,położyłminaramieniuolbrzymią,
ciężkądłoń:–Cierpiałemtakjakty,dlategocię