Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
trochędłużej.
Telefonpodskakujenastoliku.PodnoszęgoiczytamSMS-a
odSiwegonagłos.
–Pogrzebjestwponiedziałekoszesnastej.Pyta,czybędę.
–Będziesz?
–Wolałbymnietracićjużwięcejznajomych–rzucamsłabym
tekstem.–Bowiesz,wkońcuniebędziekogozaprosićnanaszślub
–poprawiamjeszczegorszym.
Juliarzucajednoztychspojrzeń,któremożnainterpretować
godzinami,szukaćwnimukrytychznaczeńdługownoc,dochodząc
donajbardziejabsurdalnychinieprawdziwychwniosków,którebędą
wymagałynatychmiastowegowyjaśnienia.Takierzeczyzawsze
prowadządogodzinnychdyskusjiotym,cobyło,będziealbonigdysię
niewydarzy,wtrakciektórychkażdykończyzaplątanywewłasne
słowa,marząc,żebydrugastronaprzyznałapierwszejracjęiwreszcie
poszłaspać.Więcnieinterpretuję.Odkładamtelefonisiadam
dokolacjirazemzekipąJesse’egoJamesa.Gdywidzę,jakBradPitt
znamaszczeniemodpalacygaro,isłyszęwstereoszelest
marszczącychsięwogniuliścitytoniowych,porazpierwszy
odpółtorarokuczuję,żejateżmuszęzapalić.
***
Pogrzebyzawszewypadająwdeszczowedni.Malowaneczernią
orszakismutnych,targanychwiatremparasoliciągnąsięalejkami
wśródfruwającegojesiennegosyfu.Zwieszonegłowy,ledwie
wystającezzapostawionychnasztorckołnierzypłaszczyprzeglądają
sięwrozdeptywanychkałużachzasłuchanewścieżkędźwiękową
wygrywanąprzezkropleuderzającewnapiętypoliester,niemy
marmur,syczącenarozgrzanychwiekachzniczy.
Jeżeliwierzyćfilmowymwzorcom,todzisiejszydzieńjestantytezą
pogrzebu.Natermometrzewybijatrzydzieścistopni.Słońcenapierdala