Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przyglądałemsię,jakrodzicezwaliliwielkijesion,któryrunąwszy,
całkiemzapadłsięwśnieg.Żebyporżnąćpieńnaklocepometr
dwadzieścia,jakwymagałategopapiernia,musieliwykopaćrowy
wśniegupoobustronachzwalonegodrzewa.Porżnięteklocewtaczali
pojednymnapożyczonytobogan,naktórymwyciągalijenaskraj
ścieżki,gdzieukładaliwzgrabnysąg.Stamtądwywozilikloce
dodroginasaniachciągnionychprzezSusie,jasnąkasztankęnależącą
doHaroldaAdamsa,jeszczejednegosąsiada.Tymczasem
jawdrapałemsięnapobliskiklon,akiedyzniegozeskoczyłem,
zapadłemsięposzyjęwśniegu.Rodziceimniemusieliodkopać.
Kilkalatpóźniejposadziłemszpalerdrzewwzdłużdługiego
dojazdudonaszegoobejścia.Przeplatałemklonycukrowe,klony
czerwone,jesiony,dębyilipy.Wczerwculipyhuczałyodtysięcy
pszczółzbierającychnektarzkwiatów.Klonyczerwonekarmią
wiewiórkiimodrosójki.Nasionajesionówżywiąniekiedystada
łuskowcówprzylatującezimązdalekiejpółnocy.Klonydająwmarcu
syrop,wmajupyszniąsiężółtymikwiatami,awpaździernikustroją
sięwzłoteiczerwoneszaty.
Wobejściurosłyjużinnedrzewa.Przystodolestałydwawielkie
wiązy.Jedenznichupodobałysobiejasnopomarańczowo-czarne
kacykipółnocne,którewiosnązawieszałynaniedostępnychkońcach
długichopadającychgałązekmisterneworkowategniazda,utkane
zwysuszonychprzezsłońceiwiatrszarychwłókientojeści.Klony
cukrowerosnącewokółdomumiałyconajmniejstolat.Niektóregrube
gałęziejużodpadły,zostawiającwklęśnięcia,gdziedzięcioływłochate
ikosmatewykułydziuplelęgowe.Późniejtedziuplesłużyłyjako
gniazdabłękitnikominadobniczkom.Wdużejwyrwie
pospróchniałymkonarzeprzezwielelatgnieździłysiępustułki,które
polowałynamyszyikonikipolnenanaszejłące.Tedrzewałączyły
mniezżyciem.Widząc,jakzwiązanezżyciemptaków,czułem
równieżznimipewnąwięź.
Życieporównujesiędodrzewaowielugałęziach.Ludzieiświerki
togałązkidwukonarów.Wmyśltejanalogii„nasieniem”,zktórego
wyrosłodrzewożycia,byłmikroorganizmpodobnydobakterii,
rozwijającysięwmorzachibędącyprzodkiemwszelkiegożycia