Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Potknięcia
P
pagórkami,łąkami,bliskorzeki.Bardzomisiępodobało.Beztego
ięknauroczystość.Nałonieprzyrody,międzykwitnącymi
nadęcia,awytwornie.Justynawyglądałaelegancko,azarazembardzo
oryginalnie,Michałteż.Niepoznałabymgonaulicy.Jakgwiazdor
filmowy.Pasujądosiebieidealnie.Odzazdrościdomiłości,piękna
historia.Marlenawspominała,żekiedyśbyłzazdrosnyoJustynę
–wkońcumogąbyćdlasiebiekonkurencją,boobojepiszą–ale
jajakośniemogęsobietegowyobrazić.
–Mamo,jajużniemogętegosłuchać…–Lilkazrobiłaznudzoną
minęisfrustrowanakopnęłanogąsąsiedniekrzesło.
–Ajaposłuchamzprzyjemnością.–CiociaWeronikazanielską
cierpliwościązignorowałafochacórkiBeaty.
Beatawróciłapóźnymwieczoremdzieńwcześniejidopieroprzy
śniadaniuzcórkąiciociąmogłasiępodzielićwrażeniamizostatniego
weekendu.Wciążpodekscytowana,nieprzestawałamówićani
nachwilę.OileLilkamarudziła,znudzonaentuzjazmemmamy,otyle
ciociazdawałasięzadowolona,widząctakrozemocjonowaną
siostrzenicę,którawreszciewyrwałasięzdomuwceluinnymniż
praca.
–Aty,Liluś,jakspędziłaśweekend?–Beataniechciaładłużej
ignorowaćcórki.
–Normalnie.–Dziewczynkanawetniepodniosławzrokuznad
talerza.Znudzonadłubaławidelcemwjedzeniu.
–Ciężkobyłojąoderwaćodkomputera–przyznałaciocia,która