Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
emanowałaszczęściempełnymspokoju.Niczymnimfaalbowróżka,
zrozpuszczonymiwłosamiozdobionymiwiankiemzpolnychkwiatów
iziół,wkoronkowejsukience,wyglądającejjakzbabcinegokufra,
eterycznaipiękna.Niemógłsięnadziwić,żewybraławłaśniejego.
Potym,coichspotkało,porozstaniu,losjednakułatwiłimzadanie.
Pomyślnieprzeszliwyjątkowowrednąpróbęlosuizasłużylinato,
bywkońcubyćrazem.Kiedypodczasczerwcowejimprezynatarasie
mieszkaniaJustynyoficjalnieogłosili,żezamierzająsiępobrać,
wszystkosamozaczęłosięukładać.
Nieminąłmiesiąc,aonistalipodbaldachimem,pośródpagórków
porośniętychdzikimiróżami,iprzyrzekalisobiewiernośćimiłość.
Gratulacjomniebyłokońca.Tomiałabyćskromnauroczystość,
aleprzyszlichybawszyscymieszkańcyRóżanychDołów.Nieznał
tychludzi,lecznaichtwarzach,kiedypodchodzilizżyczeniami,
malowałosięszczerezainteresowanieiserdeczność.Asterta
prezentówzaichplecamirosławzastraszającymtempie.Gdzieoni
pochowajątewszystkierzeczy?Anijegomieszkanie,aniJustynynie
byłowstaniepomieścićtakiejilościpodarków.Zdawałomusię,jakby
brałudziałwjakimśspektaklu.Ślub,bajkoweotoczenie,elegancko
ubranigoście,czytomusięśni?Pociłsię,chociażmiałnasobiecienki
garnitur.GdybynieJustynaigdybynieto,żecałyczasstałaprzyjego
boku,nieuwierzyłby,żetosiędziejenaprawdę.Wystarczyłojedno
spojrzenie,bywróciłnaziemię.
–Takpięknierazemwyglądacie,niemogęsięnawasnapatrzeć!
–Gdykolejkagościzżyczeniamizniknęła,podeszłajegomama.
Wjasnoniebieskimkostiumieiwielkimkapeluszuwyróżniałasię
ztłumu.–Justyno,dbajomojegojedynaka…
–Mamo!–jęknąłzażenowany.
–Oczywiście,żebędę,najlepiejjakpotrafię.–Justynaniedałasię
wytrącićzrównowagi,obojętnieilerazyzostałanadepniętaprzeztłum,
uśmiechnieschodziłjejztwarzy.–Przepraszamnachwilę.