Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
otejdziewczynie.Byłybytomojenaprawdęszczere
iosobisteprzeżyciazwiązaneztymświętem…
Wcześniejsze…Spojrzałamnadziennikarkę,ale
tapatrzyłanaoperatora.Jużsięnieuśmiechała.Brak
pokrzepiającegobłogosławieństwazjejstrony
spowodował,żekompletniesięzmieszałam.Pochyliłam
się,byuciecprzedokiemkamery,którezdaleka
zaskakującoprzypominałodziuplęwdrzewie.Trawa
miałakolorszmaragdowy.Dotknęłamjej,byłasprężysta.
Patrzyłamnaczterynogidwojgaludzi,wyglądały,jakby
należałydojednejistoty.Nigdzieniebyłoanigarści
siana,animchu,anibodajjednejuschłejkępyzielska.
Wtedywpośpiechu,wciążschylona,odkręciłam
ślizgającąmisięwrękuplastikowąpokrywkę
odlitrowegosłoika,zanurzyłamczterypalce
wofiarowanymmiprzezEmilięmiodzie,zktórego
jesieniąsięutrzymywała,nabrałamsolidnąjegogarść
iwysmarowałamnimobiektyw.Zrobiłamdokładnieto,
corobiłczłowiekstarożytnegoWschodu,gdywyznawszy
drzewutajemnicę,chciałzdusićwciemności.