Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jateżniebyłamtegopewnaprzyznałamama.
Tataroześmiałsięswobodnie.
Wtakimrazieobydwiesięmyliłyście.Oddawna
jestemciekawy,komuudałosięzdobyćsercemojej
córki.
Potejrozmowiepozbyłamsięwszelkichobaw.
PowiedziałamKubie,żerodzicezapraszajągonakolację,
coprzyjąłspokojnymskinieniemgłowy.
Kiedy?zapytałtylko.
Wsobotę.
Dobrze.
Czasamimamwrażenie,żetybyśchciałichpoznać
powiedziałamniepewnie.
Totakieoczywiste?
Poniekąd…
Kubanaglechwyciłmniewramionaizacząłcałować.
Chcęmiećtojużzasobąpowiedziałmiędzyjednym
pocałunkiemadrugim.Zawszetakreaguję,gdywiem,
żecośjestnieuniknione.Naprzykładgdymuszępołknąć
gorzkielekarstwo.Wolętozrobić,niżciąglemyśleć
otym,jakbędziesmakowało.
Wgłębiduszyprzyznałammurację.Niechpozna
wreszciemoichrodziców.Pocomamysięzastanawiać,
czygozaakceptują?Lepiejmiećsprawęzgłowy!
Nasobotniąkolacjęprzygotowałyśmyzmamąkilka
sałatek,zupęszparagowąirisotto.Uznałyśmy,żeitak
niktniebędziesiętegowieczorukoncentrował
najedzeniu.Tatadoniósłdwiebutelkiwina,ponieważ
doprzygotowanychdańpasowałobiałe,ajemulekarz