Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
potępieniaiprosząozmianęlokum.Niestety,
naoddzialemamyniewielełóżekizazwyczajwszystkie
sązapełnione,więcichpostulatynapotykająopór
zestronypielęgniarek.
Drzwiwejścioweotwierająsięnarecepcję,toteż
pierwsząosobą,którąujrzałem,byłaBenia.
Mianowałemjąsiostrąoddziałowąprzedośmiulaty,
kiedyporazpierwszywygrałemkonkurs
naordynatora.Tokobietawsilewieku,zażywna,ale
zgodnąpodziwuenergią,dorównującąchybatylkojej
apetytowi.Wychowałasiódemkędzieci.Niewątpiłem,
żezapanujerównieżnadszpitalnątrzódką.
–Paniedoktorze…–stęknęła,przerywając
niezręcznąciszę,jakazapanowałanamójwidok.
Trwałaroztrzęsiona.Przejąłeminicjatywęipoklepałem
jąporamieniu.Wtedyzalałamniepotokiemłez.Reszta
pielęgniarekniebyłatakwylewnaizajęłasięswoją
pracą.Przeczułemwówczas,żewisinademnąmiecz
Damoklesa.
–Paniedoktorze–szepnęłaBenia.–ByłtuStary.
Prosiłospotkanie,gdystawisiępannaoddziale.
–Cośpilnego?–Liczyłem,żewyciągnęzniejwięcej
informacji.Wzruszyłaramionami.–Dajmuznać,żeby
zarezerwowałdlamniechwilę.
Przytaknęła.
OddziałmakształtliteryL.Wjejkrótszymramieniu
mieścisiędyżurkalekarska,gdzieurzędujemy
wszóstkę,ja,dwóchkardiologówitrójkastażystów.
Mamwprawdziewłasnepomieszczenie,alezawsze
twierdziłem,żezespółnieprzestajebyćzespołem