Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Czułamsięcorazbardziejbezsensu.Klimatyzatorszumiał.Błękitypołyskiwały,następował
zmierzch,aznimzejściedorestauracji.
Znadkwadratustolikaobserwowałamjednaksalę.Oczywyławiałynagłepiękności
kolorów,ornamenty,reliefytworzoneprzezgościhotelowych.Przykuwałotomojąuwagęi
odciągałomyśliodpolskichmonologów-słów,któreznałam,zanimzostaływypowiedziane.
Urodatego,nacopatrzyłam,byłaczasemniesłychana:gładkośćbrązowej,czasemprawie
czarnejskóry.Rysunekszyi,widocznyprzyodsłoniętejprzezfryzuręczaszce.Fryzury:misterne
budowlezkręgów,kółekzrobionychzwłosów,oplątanychdrucikamiwantenki-iruny.Czarne
konstrukcjeobudowująceażuramilśniące,gładkiegłowykobiet.Śledziłamzzachwytem
rozmaitośćwzorów.Rzeźbysztywnychturbanówzprzepysznychbrokatów.Klawiaturybiałych
zębówwpęknięciupełnychust.Rytmyczarnychgłówwnajrozmaitszychkompozycjach.
Starałamsięzapamiętywać...Kombinowałam.Przesuwałamwmyśli,porządkowałamsobiew
głowieto,nacopatrzyłam.Odsuwałomnietoroztargnienieodrozmówprzystoliku,
wyobcowywałocorazbardziej.Odchodziłamzgłowąspuchniętąjakbalon.Tylemyśli.Tyle
ochoty!Iciąglenic.
Przywiozłamzesobąwtorbiepodręcznejblokizezgrzebnymipapierami-jedynymi,
którebyłydostępnewpolskichsklepach.Farbywodne.Pędzelki,tusze,pastele.Zawszetobyło
cośnapoczątek,aletylkotrochęlepszeniżnic,bowszystkotakiesiermiężne!Resztapłynęła
wskrzyniach.Przedzaśnięciempięknościprzesuwałymisięwgłowiejakwkalejdoskopie.Nie
mogłampowstrzymaćzmianobrazów,niczahamować.Leciały,jakchciały.Męczyłymnie.
Zapowiadałytylewspaniałego,ajawciążnic...
PrzyszedłspóźnionyotydzieńtelegramośmiercimamyMacieja.Spodziewaliśmysię
go,bowdniumegowyjazducośzaszłoizabranodoszpitala.Miaładziewięćdziesiątcztery
lata.OlociedoPolskiniemogliśmynawetmyśleć.PojechaliśmynagóręSobi-skalistą,
świętągóręznanąmizwielkanocnychprzezroczy.Siedzieliśmytamdługo,patrzącnarozległe
przestrzenie.Pierwszaśmierć,któradotarładonasnatymkontynencie,miałaterazznaczenie
specjalne:zbliżyłanasdosiebiebardziejniższtucznietworzoneżyciewhotelowymświecie.
Przywracałaintensywniejniżcokolwiekinnegopamięćwspólnychlat.Włagodnymprzewiewie
górySobimówiliśmyniewiele.Przednamirozścielałasięzielonasawanna,przelatywały
pojedynczeptaki.Siedzieliśmybliskosiebie,psychicznieifizycznie.Cisi.Wypełnienimyślami.
Samotnitutajcałkowicie.Chybawłaśniewtedytkliwośćodczuwanawobecchłopca,którym
stałsięmójosieroconymąż,objęłarównieżskałyimiastomigoczącezapalającymisięświatłami
lampzdrugiejstronygóryiogromne,ciepłeniebonadnami.Itatrudna,opornamiłośćmiała
sięrozwijaćprzezprawiesiedemlat.Niewiedzieliśmy,żetyleczasumamyspędzićwNigerii.
Zlistudorodziny(październik1977)
StaraczęśćIlorinutostertaśmieci(bezobrazy),aleśmiecirozciągniętychnawielkich
obszarach.NieposądzałamIlorinu,żeleżynatakiejprzestrzeni.Miastowkolorzeczerwonej
14