Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałI
DoniedawnastolicaRangun
MojespotkaniezMjanmązaczynamodbyłejstolicy,Rangunu.Zlotniskadohotelu
jadęchybadłużej,niżleciałamtutajzKualaLumpur.Dłużej,bomimożejeszczeniema
południa,naulicachsąpotwornekorki.
Budynek,przedktórymzatrzymujesiętaksówka,robichybajeszczegorszewrażenie
niżzatłoczoneulice.Wąskaklatkaschodowaoplecionajestpajęczynąkabli,przewodówi
rurekpokrytychgrubąwarstwąkurzu.Białenapisyistrzałkiniechlujnienaniesionena
ultramarynowegokolorulamperięmajądoprowadzićmniedowłaściwychdrzwi.Stopnie,
takiejsamejbarwyjaklamperia,obkopaneprzeztysiąceparbutów,odsłaniająwcześniej
położonąjaśniejsząfarbę.Wszystkowskazuje,żerzadkoktośchwytazamopczyszczotkę
jakczęstosięzdarza,gdyjestwieluwłaścicielidanegoobiektu.Hotelzajmujetylkodwa
piętrabudynku,wyższepiętratomieszkania.
Podobniezaniedbanajestwykładzinadośćsporejrecepcji.Żądekmisięwywraca,
gdymuszęzdjąćbutywszakcokraj,toobyczaj!Odtądstałymwyposażeniemplecakastają
sięskarpetkichociażpozornieizolującemojestopyodbrudu.
Naszczęścieznacznieczyściejjestiwpokoju,iwłazience.Inaszczęścieodrazu
zostajęzakwaterowana,chociażtojeszczenieczascheck-in.
8