Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
palcemwskazałmudrogęnaschody.
Przyszedłakuratnie,jeżeliakuratniewjegoustachznaczyło
punktualniecodominuty.Byłmaleńkiiwątły,podobnydoznajomego
łabędziazzakolaOdry,zktórymcodzienniewymieniamspojrzenie.
Capiabródkawygiętawstronęszyi,dotegouściskdłonidającyduże
pojęcieospoistościstruclimakowej.Nieszczęściadopełniał
ciemnofioletowygarniturzplastikuudającegowełnęiżółtykrawat
wfigurygeometrycznezgatunkuniemożliwych.Widocznieczymś
sobienatozasłużyłem.Śmiałojednakoceniłsytuację.
Niewyglądapannakogoś,ktosięcieszyzkażdegogościa.
Głosjeszczewyższyniżprzeztelefon,lecznaszczęściepopiskujący
cicho.
Poprzestanęnaoczekiwaniu,coteżpanpowieodparłem.
Apotemspytałemogatunekherbatyipostawiłemprzednimfiliżankę
bezuronieniakropli.Wnagrodęoszczędziłmikilkuzdańoniczym.
Powiemkrótko:jestempańskimdobroczyńcą.
Poprosiłem,abymówiłdługo,jeślimatakąpotrzebę,
anawetpodsunąłemcukier.Natychmiastzałożyłnogęnanogę.
Wtychciężkichczasachprzynoszępieniądze,itododomu,
niczymkurierjakiś.Jednaknazwałemsiędobroczyńcą
przedewszystkimdlatego,żeofiarowujępanumożliwośćprzeżycia
czegoś,oczymniezapomnipandośmierci...Wiem,niezbytzręcznie
jestmówićoumieraniuwdomuchorego,leczproszęwybaczyć,
uprostegoczłowiekacowgłowie,tonajęzyku...Jeśliudałtylko,
żesięspeszył,tozprzygryzieniemwarginawet.Wcaleniemyślę,
żepanzarazumrze,skądże,jeszczepanzatańczynaniejednym
weselu...Gorzko!Gorzko!Znapantekrzyki?Przyjrzałmisię
badawczo.Mamsięskracać,tak?Wtakimraziepowiemodrazu,
żezapokaźnąsumę,którąmamprzysobie,wrócipandoukochanego
miasta,zktóregopanuciekł.Proszętakniepatrzeć,tylkonakilka
dni...
Dyskretnieprzyjrzałemsięjegomarynarceinogawkomspodni.
Niezobaczyłemszpitalnejpiżamy.
Niepomyliłmniepanzkimśinnym?spytałem,dając
mumożliwośćodwrotu.