Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
On
Przywitałświt,wpatrującsięwspokojnątaflęWisły.Rzekasprawiała
wrażenieospałejbogini,którawnosiemiałajakikolwiekpośpiech.
Wyglądałanarozanieloną,gdypromieniewstającegonadnią
jesiennegosłońcapuszczałynaciemnejwodziezajączki.Miasto
budziłosięzesnu.
Adamwstałdawnotemu.Prawdęmówiąc,tejnocyzupełnienie
spał.ZdenerwowałtymStefana,którykilkarazyspadałzbrzucha,
pleców,karkumężczyzny,gdytenkręciłsięnaswojejkanapie.Kot
nadobrezasnąłwłaśnieoświcie,choćwpadającedomieszkania
świetlisteplamkibyłykuszące.Niemiałjednaksiłynaporanne
zabawy.Zdecydowaniepotrzebowałsnu,najlepiejnaswoimwłasnym
człowieku.Alejeślitoniewchodziłowgrę,toprzynajmniejpod
kołdrą,któraniezmieniapozycjiiniewiercisiębezproduktywnie.
Adamwciągnąłrześkiepowietrzedopłuc,leczzamiast
otrzeźwienia,najakieliczył,iodrobinyjesiennejwonipoczułdławiący
dymzlekkąmentolowąnutą.Kaszlnąłiwychyliłsięprzezotwarte
okno.Takjakprzypuszczał,StaraIwaszkiewiczwspartaopoduszki
naswoimparapeciezaciągałasiękolejnympapierosem.
–Nocosięgapisz?–syknęła,niepodnoszącgłowy.
–Smrodzimitupani–odparłAdam.
–Śpisięotejporze,aniewietrzymyśli.–Kobietazgasiła
papierosaizniknęłazaoknem.
Szarlotkazwiśniami,postanowiłAdam.
–Iodrobinąkulinarnejmagii–dodałnagłos,jakbywciąż
prowadziłkonwersacjęzestarąsąsiadką.
UsłyszałagojednaktylkoWisła.Płynęławciążleniwie,