Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nachyliłemsiębardziej,wyciągającrękęwkierunku
Francy.Drżałaibyłaprzeraźliwiezimna,aleniemogłem
jejjużcofnąć.Musnąłemopuszkamipalcówwierzchdłoni
Anfrew,przejeżdżającnimipóźniejnapalce.Byłyciepłe
imiękkie.Przeniosłemwzroknatwarzbrunetki,
byzobaczyćjejreakcję,aletobyłobezsensu.Ująłemjej
dłońpewniej.
Uśmiechnąłemsięblado,załamującgłowęiszepcząc
dosiebie:
Dlaczegomusiałaśpoznaćwłaśniemnie.Czemu
musiałaśtrafićnamnie.Powinnaśterazpoznawać
rówieśnikówzestudiów,spędzaćczaszprzyjaciółmi
ichłopakiem,którymanormalnąprzeszłośćiprzyktórym
czułabyśsiębezpiecznie,alenie.Tyzawszemusiszzrobić
naodwrót.Dlaczegoniepotrafiłemcięodtrącić,kiedy
musiałem.
Opuściłemjejdłońwrazzeswoją,opierającnanich
ostrożnieczoło.Bałemsię,żemógłbymzrobićkrzywdę
Francynawettym.Jakbybyłazporcelany.
Jesteśnajdzielniejsząkobietą,jakąznam.
Pocałowałemkażdyjejpaleczosobna,zaledwie
muskającjewargami.Tewydałymisiętakkruche,jakby
miałysięzarazpołamać.Nawetterazpachnieszbzem.
Bardzoprzepraszam,alemusipanjużwyjśćDosali
weszłapielęgniarka.Pacjentkapotrzebujedużospokoju.
Myślipani,żemniesłyszy?zapytałem,nie
odrywającwzrokuoddziewczyny.
Takodpowiedziałapewnymsiebiegłosem.
Pacjencizawszewszystkosłyszą.PannaAnfrew