Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–NiewymawiajimieniaPanaBoganadaremno.
–Pociągnąłgomocniej,nieomalwyrywającmuprzytym
włosy.–JesteśdebilemiVincentzłatwościąmógłcię
namierzyć.Pozatymjesteścipą.Pozwoliłeś,żeby
Nordwoodcięwsypał.Pozwoliłeś,żebymcięzłapał.
–Paul,maszostatniąszansę–powiedziałem,
obracającwpalcachniewielkikawałekpręta.–Niechcesz
wiedzieć,cocizrobię,jeślistracęcierpliwość.Niechcesz
wiedzieć,copotrafięzrobić,jeśliktośprzekroczymoje
granice.Tyjużtozrobiłeś,pomagającBruce’owi.
–Naseriomyślisz,żemógłbymzdradzićwłasnego
szefa?–spytałPaulkpiąco.–Nigdygoniewydam.
Nawet,jeślimiałbyśmnieterazzabić.
–Wiesz,jakiemacieszczęście,żeonaprzeżyła?
–warknąłem,uderzającgoprętemwdrugąnogę.
–Zdajeszsobie,kurwa,sprawę,jakdużeszczęściemasz
wtymmomencie,żejestcała?–Pochyliłemsięnadnim,
czującnaswojejtwarzysłabnącyoddech.–Maszteż
ogromnegopecha,żedałeśsięzłapaćWalkerowi.
Wiedziałem,żeNordwoodcięwtomieszał.Taylorcię
sprawdził.TotyBruce’owipowiedziałeś,gdziebyła
Anfrewtegodnia.Totymupisałeśtewiadomości.Łaziłeś
zanią?!Jakdługozaniąchodziłeś?!
–Smażsięwpiekle,Brown.Takjaktwójstary.
Niesłyszałem,comówidoniegoWalker,ale
widziałem,jakprzejeżdżamuostrzempokrtani,jednak
nienatyległęboko,bypodciąćPaulowigardło.Nie
mogłemjużdłużejtegoznieść.Wziąłemgłębokioddech,
apóźniejuniosłemprętwgórę.
–Walker,odsuńsię–rozkazałem.