Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Otworzyłoczyinatychmiastoślepionysłońcem
jeprzymrużył.Słuchał.Najpierwprzezgłośnikidługo
opowiadalicośponiemiecku,potemkrótkopowtórzyli
poangielsku,azarazpotempoczuł,żesamolotopada.
Powoli,stopniowo,jakgdybypilotostrożnie,delikatnie
izwyczuciemnaciskałjakieśmagicznehamulce.Nietak
jakwWarszawie.Tampodczaslądowanianieopadali,
aspadalijakworekkamieniwrzuconydogłębokiejstudni.
WWarszawieżołądekpodskoczyłmudogardła,zuszu
dośrodkaczaszkiwydostałysięjakbydwabalony
inaciskałymuzobustronmózg,anadodatekwpewnej
chwilirozbolałygozęby.NadWarszawątaksiębał,
żerozbolałygowszystkiezęby.Nawette,którychjuż
dawnoniemiał,bowyrwalimujejeszcze
wpodstawówce.
Błękitbezchmurnegoniebazniknął.Namoment,zanim
zaoknempojawiłasiębiałaigęstajakcukrowawata
mgła,poczułszarpnięcie.Wydałomusię,żesamolot
nachwilęzatrzymałsięwmiejscu.Przeżegnałsię.
Ukradkiem.Lewąręką.Niechciał,abystewardesa
siedzącatwarządoniego,poprawejstronie,dostrzegła,
żesięboi.Zrezygnowałz„iDuchaŚwiętego”,kiedy
zauważył,żedziewczyna,uśmiechającsię,patrzy
muwoczy.Zacisnąłpowieki,objąłizcałychsiłprzytulił
dosiebiepękatyplecakimyślałoJulce.
Naglepoczułukłucie.Poruszyłplecakiem.Bólnie
ustępował.Grubyfrotowyręcznik,którymowinął
metalowąpuszkęwplecaku,musiałsięzsunąć.Krawędź
puszkiprzezcienkibrezentplecakaugniatałametalową
płytkę,wpiętądorzemyka,naktórymnosiłzaśniedziały
krzyżyk.Stalowa,niedokładnieoszlifowanapłytkamiała