Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kupowałamcienkiego,nietrwałegomuślinu.Zamiasttego
spędziłamczaswybierająccięższe,bardziejmęskie
materiały.Wydawałymisiębardziejpasującedochaty
naPółnocyniżzwiewnezasłonkizfalbankami.Wybrałam
jednakodważniejszeijaśniejszewzoryniżzazwyczaj,
apotemdołożyłamjeszczekilkacieńszychtkanin
nawypadekgdybymmusiałacośuszyćdlanowego
członkarodzinyzanimtuwrócimy.Namyślotymmoje
policzkilekkosięzarumieniłyimiałamnadzieję,żenikt
zeznajomychniezobaczymnie,kiedywybieram
pasteloweflanele.Wgorączceostatnichprzygotowań
niemalnieprzyszłomidogłowy,żemożemyzostać
rodzicami,aleprzecieżtrzyczyczterylatatodużoczasu.
Zciężkimnaręczemzakupówwsiadłamdotramwaju,
któryzabrałmniezpowrotemdodomuJona,gdzie
próbowałamprzepakowaćswojekufry,żebyjakoś
zmieścićświeżokupionemateriały.Musiałamzostawić
kilkasukien,alezdecydowałam,żebezproblemuobejdę
siębeznich.Materiałydoszyciabyłyowieleważniejsze.
Upychałam,wysilałamsię,wciskałam,wkońcuudało
misięzamknąćkufer.
Usiadłamnapodłodzezkropelkamipotunaczole.
Pewniewyglądamokropnie
,myślałamsobie.Czułam,
żemojemiedzianelokiwysunęłysięspodspinek.Miałam
wypiekinatwarzy,pogniecionąsuknię,aręce…
Spojrzałamnaswojeręce.Okropniesiętrzęsły.Jakbym
sięczegośmocnowystraszyłaalbopoprostusię
przeforsowała.Cóż,toniemiałoznaczenia.Udałomisię.
Byłamspakowanaigotowadowyjazdu.Gotowa,
bywyruszyćzWynnemnajegoukochanąPółnoc.Zostały