Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ3
Cieszęsię,żepoznałamkogośtakiegojakEthan,
ajeszczebardziejsięcieszę,żezechciałodprowadzićnas
dodomu.Widziałam,żezkażdąkolejnągodziną,która
oznaczałakilkapiwwięcej,stawałsięcorazbardziej
śmiały.Zapewnechciałpobawićsiędłużej,alezmęczone
koleżankiwykorzystałyjegodobreserceiubłagały,
bywróciłrazemznimi.
Liczbapodejrzanychtypówwokolicachklubunapawa
grozą.Podejrzewam,żegdybynieobecnośćEthana,
przyczepiłobysiędonaskilkukolesi.Naszczęścieniejest
onażtakpijany,toteżwiększośćimprezowiczówomija
nasszerokimłukiem,posyłającjedyniewymowne
spojrzenia.
–Niewiem,jakwy,alejaledwostojęnanogach
–mówiwciążpodekscytowanaSally.–Dawnosiętaknie
wybawiłam.Wdomurzadkoimprezowałam…Nodobra,
nigdynieimprezowałam.Ciągletylkosięuczyłam.
Dobrze,żenareszciemogłamtrochęzaszaleć.Dzięki,
żejesteście.
–Wyluzuj–odpowiadaJulie.–Tonieczasanimiejsce
nackliwewyznania.
–Głupiomi,żezostawiłamShane’awklubie.
Powinniśmyzabraćgozesobą–mówiędoSam,
nacoonawzruszaramionami.
–Nawetniewiesz,gdzieonmieszka.Właściwie
toniczegoonimniewiesz.
–Całkiemdobrzenamsięrozmawiało…
–Tak,wiem.Przecieżwasobserwowałam.Cochwilę