Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ZGinczankąbędzieszmiaławprzeszło30latpojejśmiercimałykłopot,jakijamiałemzajej
życia.
(JózefŁobodowskidoStefaniiKossowskiej,1975)
ZuzannęGinczankęspotykamodlatnieustannie.Zakażdymrazeminną,odmienioną
główniemoimdoświadczeniem,corazbardziejróżncymsięodjejdwudziestoparoletniego
świata.KiedyśZuzannabyłamojąrówieśnicą,dzisiajmogłabybyćcórką.Gdyztej
perspektywyczytamjejwiersze,porazkolejnywidzęwnichcośinnego,nowego,coś,
cowcześniejumykało,niebyłodośćistotne,czekałonaswójodleglejszyczas,
bywybrzmieć.Czydlategoobrazpoetkiwydajesięodpomnianyniewpełni,wciąż
zamazany,niejasny?Przecieżdziejesiętak,pomimowciążodkrywanychfaktów
iświadectwzżyciaGinczanki,ujawnianiautworów,którepoukrywanebyły(są?)
wrękopisachistarychczasopismach.Czydlategopojawiasięcorazwięcejpytań
oZuzannę,znaczniewięcejniżodpowiedziwjejsprawie?
AnisamaZuzanna,aniczas,wjakimżyła,anikolejnemiejsca,wktórychpróbowałasię
zadomowićbądźschronićjedynie,niesprzyjająrozjaśnieniuobrazu.Jegorekonstrukcja
toprawdziwaarcheologiafragmentów,śladów,ruin.Amożetakwłaśniemetaforyzująsię
osobowośćilosZuzannyGinczanki?Poprzezwymknięcie,ucieczkę,otwarcie,naprzekór
zamykaniu,znakowaniualbokorzystajączesłownikasamejautorkiipodążajączajej
myśląwyrażonąwwierszuZzabarykad„spojoności”[1],niemożliwejdoosiągnięcia,
mimochęciistarań.
GdyzatempodczasgromadzeniamateriałówdoniniejszegowydaniabiografiiZuzanny
Ginczankirazporazogarniałamniepewnośćznalezionegośladu,jużpochwiliokazywało
się,żekolejnydokument,kolejnewspomnieniezawierająinną,nową„prawdę”oautorce.
Ujawniająjejnieznanądotądtwarz.Choćbywsensiedosłownym,najprostszym
nieprzeciętnejurodypoetki.Coztego,żeznam,wszyscyznamy,jejfotografie,portrety,
atakżezachwyty,wymowneporównaniaiefektowneimionaodSulamitydoGwiazdy
Syjonu.Proszęprzeczytaćfragmentlistu,jakipoopublikowaniuwlatach
dziewięćdziesiątychmoichartykułówoZuzannie[2],uzupełnionychukazującymisię
wówczasporazpierwszyzdjęciamirówieńskiejgimnazjalistkizachowanymiwjej
prywatnymalbumie[3],napisałdomniezWaszyngtonuTadeuszWittlin,znajomy„Zuzi”
(jaksamnazywałGinczankę)zprzedwojennejWarszawy:„Oglądajączdjęcia,którePani
zamieściła,widzę,żeZuzannastanowczoniebyłafotogeniczna.Woryginalebowiembyła
znacznieładniejszainietaksemickaizwyczajnajaknafotografiach”.Idalej:„Niktoprócz
mnieniewspominałobardzoczerwonychjejpoliczkach”[4].
NawetpodobamisięwizerunekZuzizrumianymipoliczkami,choćjestodległy
odportretówSulamityJózefaŁobodowskiegoiGwiazdySyjonuJerzegoAndrzejewskiego,
atakżeodmojegowyobrażenia,byćmożemojejwiedzyoZuzannie,októrejnigdy
przecieżniemyślę:Zuzia.Iktórejtwarzwidzębezrumieńców,corazbledszą,coraz
bardziejniewyraźną,niknącąwszarościachstarejfotografii.Choćcorazjaśniej
uświadamiamsobiewtymmomencieprzewrotneznaczeniesłówsamejautorki:„Nie