Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
KŁODZKO,4MAJA1921ROKU
–Skaranieboskieztymdzieciakiem!Franz,weźtysięwreszcie
zaniego,bonicdobregoztejcholeryniewyrośnie!
WachmistrzFranzKoschella,choćszczerzerozbawiony,pokiwał
poważniegłową,zgadzającsięzespostrzeżeniemżony.
WodróżnieniuodinnychjedynakówOpitzniebyłchowanypod
kloszem,zresztąFranzawjegowiekuteżtrudnobyłozatrzymać
wmiejscuchoćnachwilę.Patrzącnasyna,wktóregoumorusanej
twarzywidaćbyłojedynieświęcąceradośnieoczy,Koschella
wychwytywałjakąśtrudnądoopisaniabeztroskęizanic
naświecienieodebrałbyjejchłopakowi.Wiedziałjednak,
żegraniceustalanetakimsmarkomteżmająznaczenie
wychowawcze,cowięcej,niechciałnarażaćsięBarbarze.
PrzywołałwięcOpitzadoporządkuostrymwarknięciem:
–Nagórę,domieszkania,jasnygwint!Nieplączsiętutaj!
Zanimwyjdędoroboty,mamydopogadania!
Chłopakzatrzymałsięwpołowiezjazduzporęczyizwinnie
niczymmałpkazeskoczyłnaschodek,apotempognałzamatką.
Naszczęścieczułrespektwobecojca.Franz,gdytrzebabyło,
używałpasa,choćatrybuttensłużyłraczejjakoprzestrogaina
codzieńwisiałnagwoździuprzyszafie.SamKoschelladostawał
pasemodswoichwychowawcówinieuważał,żebyzrobiło
mutowiększąkrzywdę.Opitzmusiałczuć,żejeśliprzekroczy
granice,Franzwygarbujemuskórętak,żenieusiądzieprzezkilka
godzin.
–Dupanieszklanka,wachmistrzuKoschella–zauważyłmajster,
zktórymFranzumówiłsięnatenporanek.–Jakmójniesłucha,
zarazbioręnakolano…
–Niebędzieciemnie,Berke,uczyć,jakmamsynawychowywać
–znówwarknąłKoschella.Czułjużwkościach,żetendzieńnie
zacząłsięnajlepiejinienajlepiejsięskończy.
–Jatylkoostrzegam.Lepiej,żebysiępanasmyknieplątał
tupodczasremontu.
–Niebędzie.Mawyjechaćnakilkadnidorodzinyżony.Lepiej
oglądajciemieszkanieiwycenęzróbciezarobotę.
–Takjest,wachmistrzu!–Berkewyszczerzyłzepsutezęby.
Koschellęzemdliło.Odmajstraczućbyłoalkoholemigdybynie
dobraopinia,jakącieszyłsięwśródklientów,pewnieFranznigdy
niezdecydowałbysięnaskorzystaniezjegousług.
Patrzył,jakBerkeprzechodziprzezkorytarzykdopierwszego
pomieszczenia.Mężczyznaprzekrzywiłczapkęizuznaniem