Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—APawłem?zapytałmalec.
—Pawełtakżepójdzieznami.Nierozdzielęgoztakdobrym
braciszkiem.Obudźgo,boczasnamwdrogę.
—AlePawełjeststrudzony,dodałJakób,niebędziemógłiśćtak
prędkojakpan.
—Nicnieznaczy,odpowiedziałuspakajającnieznajomy,posadzę
gonagrzbiecieKapitana;zaraztozobaczysz.
Podróżnyostrożniepodniósłśpiącegochłopczynęiułożył
nagrzbiecieolbrzymiegopsawpostacileżącej,zwracającgłowę
dokarkuKapitana,potemzdjąwszyzesiebiepłaszcz,podktórymmiał
mundurwojskowy,rozciągnąłgojakderkęidlazabezpieczenia
odspadnięciaprzywiązałrękawamipodbrzuchempsa.
—Jakóbie,rzekłnastępnie,weźswójkaftan,bogojużbratnie
potrzebujeiokryjsię,będziecidalekocieplej.Ateraz,dalejwdrogę!
Jakóbpowstał,wnetjednakzatoczyłsięiupadłnaziemi.Łzy
puściłysięzjegooczu,czułbowiemzejestosłabiony,zesztywniały
zchłoduizeniebędziemógłiśćżadnąmiarą.
—Czyśchorymójchłopcze?zapytałzaniepokojonypodróżny.
—Bynajmniej,odpowiedziałJakob,tylkożemibraksiły.Już
odwczorajniemiałemnicwustach,boostatnikawałekchleba
oddałemPawłowi.
Podróżnyniemogącpowstrzymaćsięodłez,wyjąłztorbychleb,
ser,oraztykwęzjabłecznikiem,podałjechłopcuiodkorkował
flaszkę.
NatenwidokoczyJakóbazajaśnialyradościąijużmiałwłaśnie
zanieśćchlebdoustgdyokojegospoczęłonamałymbraciszku.
—APaweł?rzekł,onrównieżniemanicnaśniadanie,zachowam
więctenchlebdlaniego.
—JesttudosyćtegoidlaPawła,odpowiedziałpodróżny,jedz
biednychłopczeinietroszczsięwcaleobrata.
Jakóbniedałsobietegodwarazymówić,zacząłjeśćiwypiłtrochę
zflaszkizprawdziwąchciwością,powtarzającnieustannie:
Dziękujękochanemupanu,dziękuję.Jesteśpanrzeczywiściedobry
człowiek.BędęprosiłMatkiBoskiejabyśzawszebyłszczęśliwym.
Podjadłszyuczułsiętakpokrzepionym,żeoświadczyłgotowość
udaniasięwdrogę.
Kapitan,ówolbrzymipies,szedłciągleobokJakóba,ciepłojego
ciałaudzielałosięśpiącemujeszczechłopcu.NieznajomywziąłJakóba
zarękęitymsposobemruszyliwdalsząpodróż.
Kapitanpostępowałzanimizostrożnością,niepozwalającsobie