Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DobrzepamiętammójpierwszydzieńnaGozo.Tego
dnia,28sierpnia2016roku,przyleciałemzegipskiej
Aleksandrii
via
StambułzHasanem,naszym
trzynastoletnimsynem,idwomakotamiwklatkach.
Podróżbyładługaimęcząca,niewiadomo,czybardziej
dlanas,czydlakotów.MojażonaAgataodtrzechdni
byłajużnamiejscu,znaszymikolejnymidwoma
kotami.Zapadałwieczór,usiadłemnabalkonienaszego
nowegomieszkaniazkawąikanapkąizacząłem
wpatrywaćsięwulicę.Poczułemsięporażony.
Porażonyciszą.
WAleksandrii(wtedypięciomilionowejmetropolii,
terazmieszkatamjużprawiesiedemmilionówosób)
mieszkaliśmyosiemlatwszesnastopiętrowymbloku,
wogromnymmieszkaniuzwidokiemnamorze,
otoczenigąszczempodobnychblokówikamienic,dzień
inocwnieustannymhałasie.Wielkiemiastaarabskie
tociągłyzgiełk,gwariprzestrzeńnaładowana
pulsującąenergiąludzi,zwierząt,maszynitysięcy
minaretów.Fascynującaczasoprzestrzeń,alebywa
męcząca.Inagle,wciągukilkugodzin,przeniosłemsię
domiasteczka,wktórymmieszkakilkasetosób.
Siedziałemnabalkonie,nadrugimpiętrzemałego
ośmiomieszkaniowegodomu,iupajałemsięciszą.Ba
przejmująca,obezwładniająca,dziwnieniepokojąca,
wręczniedozniesieniadlakogoś,ktożyłtylelatwśród
dźwięków.Słychaćbyłotylkomonotonne,transowe,
hipnotycznecykaniecykad.Wdomunaprzeciwko
nabalkoniesiedziałastarszakobieta,czeszącpieska,
awoknieobokżylastymężczyznapaliłpapierosa,
zapatrzonywprzestrzeńnieobecnymwzrokiem.Jeszcze