Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
postawieniebudy.Dryndziarzwzruszyłramionamiizestoickimspokojemzaczął
szarpaćsięzopornymipałąkami,naktórychmiałazostaćrozpiętaosłona.Pochwili
nadławkamirozpostarłsiębrezent.
Jestplandekadlaszanownegopanadziedzica.
Charaszo,będzienapiwopowiedziałTabakiera.
Usiedliśmynawysłanychfilcemławkach.Wmosiężnychflakonachzamontowanych
nasłupkachpojazdutkwiłyświeżekwiaty.Snułsiędelikatny,ulotnyzapach
damskichperfum.
Cotafuratakastrojna?Doślubuzludźmilata?zdziwiłemsię.
KrólowenocyfiakierwozimruknąłLeon.Heniek,cośtytemuwilkowizadał,
żeontaksięłasił?Tożtobydlęmałomirękinieodgryzło,jakgokarmićchciałem!
SpojrzałemnaTabakierę,namankieciekoszuliwidaćbyłośladykrwi.
Ugryzłcię?Głębokosobakadziabła?spytałemzaniepokojony.
Kawałekszkłabyłnapodłodze,jakklapnąłemnapodłogę,torozwaliłempalec.Nic
poważnego.Mówmituprędzikiem,dlaczegobydlęsiędociebiełasiło!
Opuściłemgłowęimilczałemkrótkąchwilę.
WidziszLeon,tobyłotak.Wczoraj,gdybyliśmyumadame,tojazSabinąw
gabinecieurzędowałem,wieszprzecież.
JacięamanciezBożejłaskiniepytam,cośtyuSadkowskiejwyczyniałparsknął
rozbawionyTabakiera.Nieczasnaprzechwałki!
Jakniechcesz,mogęniemówićfuknąłemurażony.
Leonuśmiechnąłsięiwestchnąłzudawanąpowagą:
Tojużnicpowiedziećniemożna,bosięHrabiaobrazi.Delikatnysięzrobiłeś
ostatnio,niczymjakiśPotockiczyinnyRadziwiłł.Dobrze,pochwalsię.Wytrzymam,
mamwprawę.Maniekjeszczewiększeplecieandrony.
Wgabinecieurzędowałempowtórzyłem,celowoprzeciągającsłowa.Sabciama
tamnaozdobętakiejakieśnieporozumienie.Nipies,niwydra…
Wiem,pekińczykwtrąciłLeon.
Nieznamsięnasobakach,możeitak.Małetoto,kudłateizpłaskimpyskiem.
Ślepiamawybałuszone,jakbyzatwardzeniewiecznemiało.Szpetnetostworzenie
wlazłominakolanaigłaskaćsiękazało.ŻeSabinalubitegoszczuraniemożebnie,z
kolanniezrzuciłem.Czochrałemdłuższąchwilę,czekającnakolację.Okazałosię,że
tosukajestinadodatekmazapotrzebowanienamęża.Łachymitrochęjuchą
powalałaiwidoczniewilktychWrześnitowyczuł.Tywsaloniewódężłopałeś,to
inaczejwaniasz.
Tabakierabuchnąłgłośnymśmiechem.
Heniek!Tymaszwięcejszczęścianiżrozumu!Jedenpożytekztwoichromansów
taki,żeWrześnienamprzeztoprzychylne.Widaćbyło,żechłopyniemożebnie
zdziwionebyły,gdysobakasłabiznęnaciebiewywaliła!Jakpójdziemyjakiśgeszeft
robić,tosięczosnkiemnasmaruj,możeIzraelityrabatcidadzą!
Wzruszyłemramionamiiwtuliłemsięwkątdryndy.Zudawanąobrazą
powiedziałem:
Czekaj,prędzejrakdupąświśnie,niżciękiedyśznówprzedpsamiobronię!
UmniesłowodroższeodpieniędzypowiedziałMikry.Trochętrwało,ale