Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Byłjednaknatylekiepskimaktorem,żePallentin
odrazuwyczułpismonosem.
Widzę,żenaszszacownygośćjestzmęczonyrzekł,
gdytylkousiedlidostołu.
Dzisiajmożnawemnieczytaćjakwotwartejksię-
dzeprzyznałDewart.Zatomójwujwygląda,jak-
bydopierocowstałzłóżka.Spojrzałzuśmiechem
namężczyznęsiedzącegopodrugiejstroniestołu,który
wyglądałnadwadzieścialatstarszego.
Botakbyło...FerdinandPointstinglwestchnąłgłę-
boko.Ojczewielebny,przyjmijmojeprzeprosinyiwy-
bacz,żetakagrzesznaowieczka,jakja,niebyłaobecna
nauroczystości,aleprzegrałemzpodagrą.
Jeślidokuczapanupodagra,tojestpanabsolutnie
usprawiedliwiony.DorozmowywłączyłsięWacław
Lubomski,drugizzakonników.
Wprzeciwieństwiedojednegoznaszychbraci,któ-
regoinninapróżnoszukaliwtrąciłopat.
Kogośzabrakłonamszy?zaciekawiłsięPoint-
stingl.Myślałem,żewtakważnejuroczystościudział
biorąwszyscybracia.
Jakwidać,niezawsze.Pallentinsięskrzywił.
Apanu,naszdrogigościuLubomskiskierował
tesłowadoDewartatrzebawiedzieć,żetrzygodzinne
nabożeństwotowcalenietakdługo.Mrugnąłznaczą-
cookiem.
Niedługo?wypaliłDewart.Przecieżtowiecz-
nośćcała!
Wieczność?Zakonnikpokazałzęby.Tocoby
panpowiedział,gdybybrałudziałwkonsekracjinasze-
gokościołaklasztornego?Zacząłopowiadać.
24