Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROKWCZEŚNIEJ
CiepływiatrmuskałdelikatniewłosyKatrinDulke,kiedy
szławstronęskwerunaspotkaniezprzyjaciółką.Była
cudownieciepławiosennaniedziela.Powietrze
pulsowałoodurzającymzapachemkwiatów,
świergotemptakówiobietnicączegośnienazwanego,
cobudziłosłodkietęsknotywduszachtych,którzyjeszcze
nikogoniepokochali.
Dziewczynaminęłaklasycystycznybudynekteatru
iprzeszłaprzezmosteknadwąskąwtymmiejscurzeką
AlteLubst,wduchuzachwycającsięlśniącymiwsłońcu
łebkamikaczorów,prezentującychświatuswojegodowe
upierzenie.Lubiłatuprzystawaćiprzyglądaćsięptakom,
lecztegodnianiemiałanatoczasubyłaspóźniona.
Jesteśnareszcie!zawołałanajejwidokMarlene
Wiemann,czekającawcieniuogromnejlipy.Obokniej
przykucnęłabladajakzawszeAnnaKushner.Ajuż
myślałam,żezachorowałaś.Niewidziałamcię
wkościele.
StaliśmyztyłumruknęłaKatrin.Mamamówi,
żelepiejnierzucaćsięwoczy.Nibymatrochęracji,ale
przecieżniebędęprzemykaćpodścianami…Niezrobiłam
niczłego!
Gdybyżtobyłotakieproste,żektoniepopełniazłych
uczynków,tenniemusisięniczegoobawiaćwestchnęła