Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
herbatę.
„Jedzenie,dużojedzeniamyślałDyzmamięso,chleb,
ryba…”
Umyłsięnadzlewem,rozczesałszorstkiewłosyinaciągnął
krochmalonąkoszulę.
Aniemówiłam,żenaweseleidziepowiedziałaWalentowa.
Jejmążobejrzałsięnasublokatoraimruknął:
Conamdotego.
Dyzmaztrudemdopiąłsztywnykołnierzyk,zawiązałkrawat
inaciągnąłfrak.
Jedzenie,dużojedzeniawyszeptał.
Copanmówi?
Nic.Dowidzenia.
Zszedłzwolnazeschodów,zapinającgabardynowypłaszcz.
Przynajbliższejlatarnirazjeszczeobejrzałzaproszenieistwierdził,
żeniezawierałonazwiskaadresata.Schowałjedokieszeni,akopertę
porwałiwrzuciłdorynsztoka.
Dośćsłaboorientowałsięjeszczewmieścieichwilęsięwahał,
wreszciepostanowiłiśćznajomądrogą.SkręciłwŻelazną,narogu
Chłodnejzawróciłwstronękościoła.StądjużwidziałElektoralną
iplacBankowy.
Ulicekipiaływieczornymżyciemrobotniczychdzielnic.
Zotwartychszynkówdolatywałychrapliwedźwiękiharmonii,
pozaśmieconychchodnikachswobodnieflanowałygrupywyrostków
imłodychrobociarzywporozpinanychmarynarkachibez
kołnierzyków.Dziewczęta,potrzy,pocztery,wziąwszysiępodręce,
chichotałyiszeptałyzesobą.Pobramachstałylubsiedziały
nawyniesionychzmieszkaniataboretachkobietystarszezdziećmi
narękach.
„Fajerant”pomyślałDyzma.
NaElektoralnejrównieżtłumy:świętującyŻydzizapełnialinie
tylkochodniki,leczijezdnię.GdydotarłdoplacuTeatralnego,
naratuszowejwieżybyłojużpięćpoósmej.Przyśpieszyłkroku
ipochwilibyłjużprzedhotelem.
Widział,jakrazporazzajeżdżałylśniącesamochody,jak
wysiadaliznicheleganccypanowieipanie,strojnewfutrapomimo