Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dyzmęogarnęławściekłość.Przedjegonosembezceremonialnie
przepychałsięjakiśgrubypan,którynawetnieraczyłodwrócićsię,
byprzeprosićzaswąniezgrabność.GdybyDyzmazdołałopanować
swójgniew,napewnozmitygowałbyjegoodruch.Terazjednak
wiedziałtylkoojednym:tenotogrubywytrąciłmuzrękijedzenie.
Dwomakrokamidopadłwinowajcyizcałejsiłychwycił
gozałokieć.
—Uważajpan,dojasnejcholery,wybiłmipanzrękitalerz!
—rzuciłmuwsamątwarz.
Oczynapadniętegowyrażałynajwyższezdumienie,anawet
przerażenie.Spojrzałnapodłogęizacząłprzepraszać,mocno
skonsternowany.
Wokółzrobiłosięcicho.Nadbiegłkelner,uprzątnąłnieporządek,
drugipodałDyzmienowytalerz.
Jeszczewchwili,gdyzacząłnakładaćnańtęsamąsałatę,nie
zdawałsobiesprawyzszaleństwa,jakiepopełnił,ochłonąłdopiero,
gdyznalazłsięnauboczu.Naglezrozumiał,żeladachwilamogą
gowyrzucaćzadrzwi.Jadłłapczywie,abyzdążyćzjeśćjaknajwięcej.
TymczasemsalanapełniałasięcorazbardziejiDyzmazulgą
stwierdził,żeniktnańniezwracauwagi.Togoośmieliłoiznowu
napełniłswójtalerz.Jedzącspostrzegłoboktacęznalanymi
kieliszkami.Wypiłdwa,jedenpodrugim.Uczułsiępewniejszym
siebie.Gdysięgnąłpotrzeci,zezdumieniemspostrzegł,żesąsiedni
kieliszek,podniesionyczyjąśręką,uderzalekkoojegowłasny.
Jednocześniedobiegłjegouszugłos:
—Panpozwoli,żeznimwypiję?
Obokstałwysokibrunetwmundurzepułkownikaiuśmiechałsię
dońjakośdwuznacznie.
Podnieślikieliszkidoustiwypili.Pułkownikwyciągnąłrękę.
—JestemWareda.
—JestemDyzma—odpowiedziałjakecho,ściskającdłoń.
—Winszujępanu—pochyliłsiękuDyzmiepułkownik.
—ŚwietnieśpantegoTerkowskiegoosadził.Widziałem.
Dyzmiewystąpiłyrumieńcenapoliczkach.
„Aha—pomyślał—tenmniezarazwyprosi.Alejakoni
togrzeczniezaczynają…”