Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ją,usłyszałatrzaśnięciebagażnikaiznówpodniosła
wzrok.
–Kochanie,wjakimhotelubędziesz?–zawołała.
–Och,niepamiętam.
Jegogłosmiałdziwną,spłoszonąbarwę.Eve
przechyliłagłowę.Tompatrzyłnaniązdziwnym
wyrazemtwarzy,jakbyczekałnajakieśjejsłowa,albo
zastanawiałsięnadczymś,cosamchciałjej
powiedzieć.Wstrzymałaoddechwoczekiwaniu
nasygnałzjegostrony,najlżejszychoćbyznak
świadczącyotym,żechcejąpocałowaćnapożegnanie,
przytulićiklepnąćpopośladku,jaktomiałzwyczaj
robić.Kiedyśbardzolubiłjąprzytulać.
Upór,któryniepozwoliłjejpodbiec,żebygoobjąć,
byłdlaniejnowością.Urażonepoczuciegodności
potym,jakpotraktowałjąpoprzedniegowieczoru,nie
pozwoliłojejtegozrobić.Niemogłaterazpodejść
doniegopierwsza.
Patrzącnaniegowmilczeniu,zauważyła,żejego
włosysąwilgotneodpotu.Tomzawszemocnosiępocił,
podobniejakwszyscyPorterowie,aleteraz,rankiem,
niebyłojeszczetakiegoupału,aonprzedchwilą
wyszedłzklimatyzowanegownętrzadomu.Eve
pomyślała,żegdyjejmążdotrzedoSanDiego,będzie
musiałwziąćprysznic.
–Zadzwonię,gdybędęnamiejscu–powiedział
zodrobinąsmutkuwgłosie.–Podamcinumerpokoju.
Odjakiegośczasutaktowłaśniewyglądało.Inaczej
niżkiedyś,gdyEvestarannieprzypinałakartkę
znumerempokojuitelefonunatablicywkuchni,nad
terminamiprzeglądusamochodu,numeramitelefonów,