Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dorewanżu?–zapytała.
–Nie.Byłtozwykłyoponiak.–Orłowskiwzruszył
ramionami.–Rutynowyzabieg.
–Kochanie,teraztotynieumniejszajswoichzasług.
Każdyzabiegnamózguwiążesięzryzykiem.Jeden
niewłaściwyruchskalpelemimożnazostać
sparaliżowanymalbokalekąnainnysposób.Nie
wspomnęozgonienastoleoperacyjnym.Czyich
córeczkabędzienajachcie?
–Nie,zawieźlijąznianiądoteściowejTarnowskiego.
–Boże,takiemałedzieckoijużmaproblemy
zezdrowiem.–Orłowskanaglespoważniała.–Wiesz,
mamywieleszczęścia,żenaszedzieciiwnukisązdrowe.
–Hmm,nasteżloswystawiłnapróbę.Zapomniałaś
oEryku?–Nawspomnienieowypadkuwnukaijego
śpiączceOrłowskinaglespochmurniał.–Tostraszne,gdy
dziecichorują.
Nachwilępokójwypełniłacisza.Robertobjąłżonę
iprzytulił.Stalitak,gdynieoczekiwaniezadzwonił
telefon.ByłtoKrzysiek.
–Októrejmamwaszawieźćnalotnisko?–zapytałsyn.
–Lotjestodziesiątej.Wterminalumusimybyć
oósmej,awięcwyjeżdżamyoszóstej.
–Cotakwcześnie?PrzecieżdoBalicniejedziesiętak
długo–zauważyłKrzysiek.
–LecimyzPyrzowic.Przecieżcimówiłem.