Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałI
MamnaimięJonathan.Tak,Jonathan.Nigdynielubiłem
swojegoimienia.Brzmidumnie–takdumnie,jakdumna
byłamojamatka.Tak,matka.Niemama–matka.
Dumnabyła,nawetbardzo,imusiałamiećdumne
dziecko.Jedno,bonadwojeniestarczyłoby,jakmawiała,
miłości–osobiścieuważamtozapierdolenie.Matka
żywiłaprzekonanie,iżimięnaznaczaiwyznaczadziecku
swoistyhoryzontzdarzeń,atenpowinienbyćdumny
zracjidumnegoimienia.Centrumświata–biznesy
isalonymiałyzawładnąćmoimżyciem,miałyciągnąć
mniedosiebie,takbympoczuł,żetomoje
przeznaczenie,mojaistota–żetojasamtamkroczę
kupępkowiświata,żetegochcę.
Dumietrzebabyłopomóc,więcchodziłemdotych
tradycyjnychszkół,gdzienamodłęszkółXIX-wiecznych
udawano,żezaskokiemtechnologicznymniewiszągęste
kłębydymukryjącepostępmoralnylubpoprostutrudną
doprzewidzeniatransformację.Transformacjęczego?
Wszystkiego.
Nachujmiteszkoły?Nachuj?Zawszestawiałem
topytanie.Wpierwsamotnie,samemusobie,więcwcale
samotnie,bowobecnościsiebie.Potemnaforumklasy
iszkoły,zacowostatnimrokunaukimusiałem
wysłuchaćświętychprzemówdyrektorskich,potem
matczynych.
Duma,duma,duma.DumaJonathana.Czysięmatce
udało?Itak,inie.
MamnaimięJon.JestemJondlasiebie,dlaznajomych,