Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
Dwiekobiety,jednakorona
SerceIrinybiłozcałejsiły.GdydoszładokomnatyRamzesa,zauważyła,
żedrzwibyłylekkouchylone.Niewzbudziłotowniejżadnychpodej-
rzeń,bardziejzdziwiłyjągłosy,któredochodziłyzwnętrzakomnaty.
–Niecieszyszsię,żeprzyszłam,mójpanie?
Przepuszczonaprzezstrażnikówdziewczynaweszładoprzedpokoju
przedosobistąsypialniąRamzesa,wyjrzałalekkozzadrzwi.Tyłemdo
niejstałakobietawzwiewnejfioletowejbluzceispódnicyzfrędzlami
jakutancerek.Narękachmiałamnóstwozłotychbransoletek.Ramzes
patrzyłnaniązpowagą.
–Tęskniłamzatobą.
Irinarozpoznałatengłos.TobyłaAnchesa.„Coonaturobi?”–pomyśla-
ła.–„PrzecieżtomniewezwałRamzes.Amożeonchciałmiwtensposób
pokazać,żejestemdlaniegobezznaczenia?Chciałmniewtensposóbupo-
korzyć,pokazaćmi,żenicdlaniegonieznaczę.Zrobiłtowtakiperfidny
sposób!Mamniezanic.Jestemjednązwielu.Jawyznałammumiłość,aon
wykorzystałmojąnaiwność.Nanicbyłamojazmianawiary.Pokazałmi,
żepomimotego,żejestemgwarancjądobrychrelacjipolitycznychzGre-
cją,mamznaćswojemiejsce.Niejestemksiężniczką!Jestemjednązwielu
nałożnicwjegoprzeklętymharemie.Zabawiłsięmną”.
Anchesazbliżyłasiędofaraonaizaczęłapowoligłaskaćjegotors.
Ramzespoczułmocny,zbytsłodki,awręczduszącyzapachpachnidła.
57