Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dziewiętnasty
Ledwiewysiadłztramwaju,podmuchwiatruzdeszczem
zagnałgonachodnikpodkwitnącelipy.Ściekałyznich
drobnekroplesłodkiejwody.Kiedylipykwitną,całe
pokrywająsięmiodem,nawetnapowierzchniliści.Miód
ikurz,taksmakujeżyciewtymmieście.Podciągnął
suwakskórzanejkurtkipodsamąbrodę.Okryciebyłojuż
stare,mocnowyświeconenabokach,łokciachiwokół
kieszeni.Oddawnanieodpoczywałowżadnejprzytulnej
szafie.Mieliwrodziniezasadę,doktórejjegoojciec,
braciaionsamchybapodświadomiestosowalisię
przezcałeżycie:gdynadchodzązłeczasy,sprawsobie
porządnąkurtkę,najlepiejskórzaną.Coś,coochronicię
oddeszczuiwiatru.Pociągnąłnosem,wzruszony
wspomnieniemmatczynegogłosu.Iszedłdalej
wstrugachsłodkogorzkiegodeszczu,awduchupowtarzał
sobie,żedobrzebyłobyjużzdjąćskórzanąkurtkę
iwtulićsięwmiękkąflanelę.
SkręciłwulicęZborovską.Tumieszkam.Naprzeciwko
bramysklepzpiwem,takzwanabeczkownia.Faceci
zbutelkamiwdłoniachstojąprzyścianiepoddaszkiem:
kapieimnaczubkinosówibutów,alezapalonepapierosy
pozostająsuchemężczyźniosłaniająjeprzeddeszczem.
Przecisnąłsiędośrodkaikupiłtrzybutelkimocnegopiwa
CzerwonySmok.Jeszczenigdygoniepił,alejuż
naprawdęniewiedział,jakinaczejmógłbyzagłuszyć
samotnośćwmieszkaniunapoddaszu.Cozagłupota,
pomyślałzniesmakiemichwyciwszybutelki,
wunoszącymsięwokółzapachuwilgociimęskiegopotu,
zacząłprędkowycofywaćsięnaulicę.Ulewapokrywała
asfalttysiącamiwodnychbanieczek.
Własnymkluczemotworzyłbramędomu,którego
zawłasnynieuznawałnawetporokumieszkania.Tylko
klucznależałdoniego.Najważniejszetoniezgubićkluczy.
Klatkaschodowabyłaczysta,schludnaiszarajak
cnotliwemieszczańskieżycie.Zacząłwdrapywaćsię
nagórę,napiątepiętro.Byletylkoniespotkać