Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naprzykładtepiwonie,którezasadziłaśposwojej
komunii...Corokuwczerwcuzakwitają!
–Naprawdę?
–Samasiędziwię.Nawetrazrozmawiałyśmyotym
zMarzeną,jakietoniezwykłe,żetylelatminęło,aone
corokuwschodzą.Abrzózkizadomem?Też
tyjesadziłaś.
–ZprababciąiSylwią.TylkoSylwianielubiłagrzebać
sięwziemi.Nadalnielubi.
–Dzwoniładomniewzeszłymtygodniu.Chwaliłasię,
żedostałapodwyżkę.
–Tak,układajejsię–przytaknęłaSarabez
przekonania.–Chybajużniewróci.
–Takmyślisz?
–DobrzejejwKanadzie.Mamężastamtąd,
zadomowiłasię.
–Amożepójdziezatwoimprzykładem,ktowie.
Poczekaj,zarazprzyniosęwięcejkompotu.
Jolazniknęławdrzwiach,zostawiającSaręsamą
zewspomnieniamiosadzeniubrzóz.Byłowtedybardzo
ciepłojaknalistopad,zarazpotemposzłynacmentarz
zapalićzniczezaduszepradziadkaijakichśodleglejszych
krewnych,którychnagrobkipozapadałysiępodnaporem
latwmiękkącmentarnąziemię.
Widziałatojakprzezmgłę–senny,ospałyogród,
Sylwięwniebieskiejkurtceiprababcięwkraciastej
spódnicy.Icmentarz,jakbyspowitydymem,może
pochodzącymzpierwszolistopadowychzniczy?Iodległe
wzgórza,zabarwionenaprzygaszonyfiolet.Isąsiada,
idącegozkrową,pozdrawiającegojezdaleka.Ilas,
pachnącyciepłąjesienią.
Alesadzeniapiwoniiniemogłasobieprzypomnieć,