Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ipodniecona.Spojrzałaprzezramięzasiebie.Międzyczarnymipniami
drzewwciążwidziałaotwartedrzwiszafy,anawetkawałekpustego
pokoju.(Oczywiściezostawiładrzwiotwarte,ponieważpamiętała,że
tobardzogłupiozamknąćsięwszafie.)Wyglądałonato,żewpokoju
nadaljestdzienneświatło.„Gdybycośbyłoniewporządku,zawsze
mogęwrócić”uspokoiłasięizaczęłaiśćprzezlas,skrzyp-skrzyppo
śniegu,kudziwnemuświatłuprzedsobą.
Kiedypobliskodziesięciuminutachdoszładoświatła,przekonała
się,żetoświecilatarnianasłupie.Akiedytakstałaipatrzyłananią,
rozmyślając,skądsięwzięłalatarniawśrodkulasuicorobićdalej,
usłyszałaodgłoszbliżającychsiękroków.Wkrótcepotembardzo
dziwnapostaćzparasolemwynurzyłasięspomiędzydrzewiweszła
wkrągświatłarzucanyprzezlatarnię.
DziwnaistotabyłatylkotrochęwyższaodŁucji.Odpasawgórę
przypominałaczłowieka,alejejnogibyłynogamikozła(pokrytymi
czarną,połyskującąwświetlelatarnisierścią),azamiaststópmiała
najprawdziwszekopytka.Miałateżogon,choćwpierwszejchwili
Łucjagoniezauważyła,ponieważbyłeleganckoprzewieszonyprzez
trzymającąrozłożonyparasolrękę,zapewnepoto,abynieciągnąłsię
pośniegu.Szyjęotulałczerwony,wełnianyszalik,ajejskóramiała
równieżlekkoczerwonąbarwę.Twarzwędrowcabyładziwna,lecz
miła.Miałkrótką,ostrozakończonąbródkęikręcącesięwłosy,
zktórychwystawałydwamałeróżki.Wjednejręce,jakjuż
powiedziałem,trzymałotwarty,białyodśnieguparasol,wdrugiej
kilkapaczekowiniętychwbrązowypapier,jakbywracałzzakupów
przedBożymNarodzeniem.
Byłtofaun.KiedyzobaczyłŁucję,takgwałtowniepodskoczył
zwrażenia,żewszystkiepaczkiwypadłymuzrąk.
Bożemiłosierny!wykrzyknął.