Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
Nadalniemogęuwierzyćwto,jakogromneszczęście
dałaśnamwszystkim.Sebastianojestcudowny
izakażdymrazemkiedytylkonaniegospoglądam,mam
ochotęgojeść.Samasłodycz.Niebieskookakobieta
spoglądałanamnieradośnie.
Niespodziewałamsię,żemoirodzicetakbardzo
wezmąsobiedosercarolędziadkówibędąchcieli
spędzaćtyleczasuzmoimsynem.Odkądmałysię
urodził,byliwnaszymdomutakczęsto,żenie
zliczyłabymtegonapalcachobudłoni.Nienarzekałam,
bozawszewtedymieliśmyzWilliamemniecowięcej
czasudlasiebie.Pozatymgdymojamamazajmowała
sięSebastianem,widziałamwjejoczach,
żeprzypominałasobieczasy,kiedyzajmowałasięmną
takąmalutką.Czasamizastanawiałamsię,czyżałowała
tego,żemiałatylkojednodziecko,aleniechciałamjej
wypytywać,abyjejnieurazić.
Uważniespojrzałamnakobietę,którachcącrozpieścić
mojedziecko,nosiłajecałyczasnarękach.Nie
negowałamtego,bouważałam,żetowłaśnierodzicebyli
odwychowywania,adziadkowieodrozpieszczania.Poza
tymwjejoczachpojawiałosięwówczastakogromne
ciepło,jakiegoniewidziałamwniejodbardzodawna.
Byładobrą,kochającąbabcią,taksamo,jakLucia.
Taknaprawdęniejesttonicdziwnego,skorochłopak
manaszegeny.Tatoprzyłożyłdoustszklankę
zherbatą.
Nerwowospojrzałamnazegareknamoimnadgarstku.
Williamaniebyło,bomusiałwyjśćipozałatwiaćcoś
związanegoznielegalnymiinteresami.Niewnikałam,