Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PomyślałemteżkontynuowałniepewnieHarry,
którywidocznieusłyszałsłowaArthurażerośliny
uzupełniłybyprzestrzeńizajęłybyniewykorzystane
miejsca.
Notak,najlepiejzapchaćpusteszpary…ozwałsię
wtórnieBonn,znudzonyjakżeżywąipewnąmową
znajomego,którejzdaniabyłydlaniego,najłagodniej
mówiąc,bezsensowne.
TymrazemsłowaArthurawyminęłyprzeszkody
idotarłydouszuwłaścicielafirmy.
Dziękujęci,Harry.Johnskinąłgłowąiobróciłsię
napięciewstronęhumorzastegokrytyka.Terazkolej
naArthura.Proszę,słuchamy.
Popierwszezacząłodrazutensalonfryzjerski
powinienwpasowaćsięwstylkamienicy.Myślę,żejest
torozsądne,bozachowamyjejurokiwykorzystamytło
jejelegancji.Zresztąnietworzymyatrakcjiturystycznej.
Bonnzmierzyłwzrokiemswojegoprzedmówcę.Nie
sztukąjestużyciejaskrawychkolorów.Takieniewabią
klientów,jakkwiatypszczoły.Ludzizklasąwabi
kompozycjacałegownętrza.To,jakbarwykomponująsię
zesobą.Ludzieprzychodządotakiegomiejsca,bodobrze
siętamczują.
KażdypozostawałwsłuchanywprezentacjęArthura.
Zdawałosię,żemógłopowiadaćotymbezkońca.Znał
sięnaswoimfachu,mówiłlogicznieipłynnie,jakby
czytał.
Alekwestiiroślinchybaniepodważysz?zapytał
nieśmiałoHarry.