Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zponurymprzeczuciemcodoichmatrymonialnejprzyszłości,całe
biuroczytałotowjegooczachidrżało,gdyż,jakmówili,zpewnością
kogośpożrenaśniadanie.Rankategoniezjadłrenegata,ale,jeżeli
mogęwyrazićsięmetaforycznie,przeżułgonadrobnekawałeczki
ia!wyplułgozpowrotem.
Zachwilęwięcujrzałemmonstrualnybrzuchzbiegający
pośpieszniezgóryizatrzymującysięoparękrokówprzedemną.
Potwórstanąłwidoczniedlanamysłu;jegowielkiepurpurowepoliczki
drżały.Gryzłkciuk,apochwili,ujrzawszymnie,rzuciłmidługie
wściekłespojrzenie.Trzejjegotowarzyszestworzylimałągrupę
itrzymalisięwpewnymoddaleniu.Byłtammałymężczyznaożółtej
cerze,zrękąnatemblakuijakaśdługaosobistośćwubraniu
zniebieskiejflaneli,suchajakszczapa,zobwisłymisiwymiwąsami,
rozglądającasięwokołozwyrazemogłupienia.Trzecimbyłprostosię
trzymający,szerokiwplecachmłodzienieczrękamiwkieszeniach;
odwróciłsiętyłemodswychtowarzyszyrozmawiającychzwielkim
ożywieniem.Patrzyłnapustąesplanadę.Jakiśstareńkiwózek
zatrzymałsięnaprzeciwtejgrupyiwoźnica,zakładającprawąnogę
nakolano,oddałsiękrytycznemuoglądaniuswychpalców.
Młodzieniec,nieruszającsię,niepodnoszącnawetgłowy,patrzył
wprzestrzeńzalanąsłońcem.Wtakichokolicznościachpierwszyraz
ujrzałemJima.Wyglądałtakobojętnieiniedostępnie,jaktylkomłodzi
mogąwyglądać.Stałtamwczystymubraniuiojasnejtwarzy,mocno
trzymającsięnanogach,słońcenigdynieświeciłochybajeszczenad
bardziejobiecującymchłopcem;apatrzącnaniego,wiedzącwszystko,
coonwieitrochęwięcejjeszcze,byłemtakzły,jakgdybymodkrył,
żechceoncośwydrzećzemniezapomocąrozmaitychwykrętów.Jak
onmożewyglądaćtakkrzepkoizdrowo?Pomyślałemsobie:no,jeżeli
tegorodzajuczłowiekmożetaksięzhańbić…czułem,żemógłbym
zerwaćkapeluszzgłowyideptaćponimzserdecznegozmartwienia
widziałem,jakrobiłtopewienWłoch,właścicielbarki,gdyidiota