Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zgłoszeniach.Całytrawnikzabudynkiem-klatką
zapełnionybyłkrólikami.
Kilkaznichzawdzięczaciżycie,aprzynajmniejparę
dniżyciaKarlmachnąłrękąwstronęwybiegu.
Napijeszsięczegośmocniejszego?
Nie,dziękuję.Mamjużwsobieconieco,sądzę,
żejakośparadoksalniemnietoosłabia.Wciągnąłem
głębokowpłucadziwnemiejsko-parkowepowietrze
zzapachemspalinijakichśkwitnącychnieopodal
krzewów.Pójdę.Ucałujkotka,jaksięuspokoi.
Zasalutowałemwskazującympalcemiposzedłem
wzdłużkrólikarnidowyjścia.
Wracałeminnądrogą,niewychodzącprzedklatkę
zczarnąfurią.Szerokąaleją,kopiącjakiśkamyczek,
dotarłemdowozu.Wystartowałemdośćostroitakie
tempoutrzymywałempodczascałejjazdydodomu.
Zahamowałemporazpierwszydopieronaplatformie
przedgarażem,dotorbywziętejztylnegosiedzenia
schowałemelephanta,whiskyiszynkę,uruchomiłem
alarmiwygramoliłemsięzbastaada.Naściennej
klawiaturzewystukałemzlecenieikodparkingu.Drzwi
odskoczyływgórę,platformazbastaademruszyła
doprzoduipochwilizniknęłazazakrętemwgłębi,drzwi
opadły.Złapałemsięnabezmyślnymwpatrywaniuwich
żółtąpłaszczyznę,toteżporuszyłembrwiami,otrząsając
sięzodrętwienia.Drzwimieszkaniapowitałymniejeszcze
jednymdekonsorem.Posłusznieprzykleiłemdoniego
kciuk,apotemwsadziłemdoniemodnejdziurkiklucz
iprzekręciłemtrzyrazy.
Powietrzewmieszkaniubyłosucheinieświeżemimo
klimatyzacjiiteoretyczniesprawnegorepresera,
podciągnąłemmuwięcobroty.Nierozbierającsię,
zapaliłemwpokojukilkatrociczek,dopieropotem
rozpakowałemtorbę,zrzuciłemkurtkęipowędrowałem
dokuchni.Uruchomiłemekspres,donajwiększejszklanki
wrzuciłemćwierćkiloloduizalałemwhisky.Podrodze
dołazienkizatrzymałemsięprzybiurkuikazałem
przegraćnafonrozmowyzbiura,leczwysłuchanieich