Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wszystkieściany,sufitichybanawetbetonowapodłoga
jęczałypoduderzeniempazurów,nieustannywrzask
najednej,bardzowysokiejnucieświdrowałwuszachjak
zgrzytostregonożaposzkle.
NagleGrookiprzestałsięmiotać,stanąłpyskiem
donasiporazpierwszyuległbezresztyślepej,
bezmyślnejfuriiskoczyłnadzielącenaskratyizaczął
jeszarpaćigryźć.Grubeprętyzazgrzytaływzębach,
rozdzwoniłysięsłabopoduderzeniamiłap.
Jestwściekły.Pięknywidok,co?Karlowigłosdrżał
itrzęsłysięręce.Wydałnaciebiewyrokiomałogonie
wykonał.Nieznamczłowieka,którybyłbytakblisko
śmierciiprzeżył.Zobaczysz,ontoodchoruje.
Rzeczywciewymamrotałem.
Pomyślałem,żewybrałemsłowozbyttrudne
dowymówienia,trzebabyłopowiedzieć:„A!”.Byćmoże
wyszłobylepiej.ChrząknąłemiodwróciłemsiędoKarla.
Damymucielęcinę?zapytałem.
Wiesz,cozniązrobi?skrzywiłsięipokiwałgłową.
Jużtoprzerabiałem,widziałem,jakprzeżywachybiony
atak.Potraktujeżarciejakonaszązemstę,naigrywanie
sięzjegoniepowodzenia,ikompletniejezignoruje.
Zaatakowałmniekiedyśpodobnieiteżmusięnieudało.
Dostałpotemnaobiadkozę,którażyławjegoklatce
czterydni.Wkońcużalmisięjejzrobiłoiwyciągnąłem
ją.Zupełniewtymnieprzeszkadzał.Akozazdechła
pokilkuminutachnawybiegu.Chodź.
Wyszliśmyzpawilonu,zabierającmiotłę,drapakiwąż,
którytrzymałemwręku,gdyKarluruchomiłmechanizm
przesuwającynasząklatkęwdrugikoniec.Widzieliśmy,
jakoszalałytygrysskaczenaniąiszarpiekonwulsyjnie
prętynienapawająceotuchąnaprzyszłość.Czułem,jak
odmojegożołądkaodrywająsięmałekawałeczkilodu
idziękitemuprzestajemiciążyćmartwo.
Wyszliśmywciepłysłonecznydzień,zegarek
wskazywałwpółdotrzeciej.Mójinfosprzężony
ztelefonembiurowympowiadamiałotrzech