Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ewa–dociotkidoSopotu.ItoEwa,kiedytylkowróciła,zadzwoniładoKarolinyinalegała
naspotkanie.Bardzodziwne…
Karolinaodrzuciładotyłudługieblondwłosy.Jakiśmłodyczłowiekobrzuciłją
zaciekawionymspojrzeniem.Minęłagoobojętnieiwyszłazesklepunaszerokąalejkęw
centrumhandlowymZłoteTarasy.
Jużzdalekadostrzegłaniskąsylwetkęprzyjaciółki.Rany,coonanasiebiewłożyła?
Chybausiłowałabyćsexy,aleminiprzyjejkrótkichnogachtokatastrofa.Cojejodbiło?
Przecieżnigdywcześniejtaksięnieubierała!
Karolinauśmiechnęłasiętrochęsztucznieinadstawiłapoliczekdopocałunku.Myślała,
żeEwazaczniejąprzepraszaćzaspóźnienie,alesłowausprawiedliwienianiepadły.
–Chybasięnienudziłaś?!!–EwajakgdybynigdyniccmoknęłaKarolinęwpoliczeki
zajrzaładodużejtorbyznapisemH&M.–Comasz?
–Dwiebluzkiiekstrakieckę.Pięćdziesiątprocentprzeceny.–Karolinawyciągnęła
ciuszki,żebyjezaprezentować.
JednakEwanieokazałanależytegozainteresowaniazakupami.
–Chodźgdzieś,musimypogadać!Alesięnarobiło,mówięci,nieuwierzysz!!!–była
wyraźniepodekscytowana.
–Dobra,zaraz,niepalisię–ostudziłajejzapałyKarolina.–Muszędokibelka.
Potrzymaj–podałaprzyjaciółceswojerzeczy.
Ewaprzysiadłanaławceprzyogromnejdonicyzesztucznąpalmą.
–Sobienormalnieniewyobrażasz,jakiemamnowiny!Padniesz!–oczyażjej
błyszczałyzpodniecenia.Karolina,któraodeszłajużkilkakroków,zawróciłagwałtownie,
potrącającwysokiegoniewidomegomężczyznęwbiałympłaszczuizbiałąlaskąwdłoni.
–Sorki–bąknęłapodjegoadresem,wyminęłagoistanęłaznowuprzedsiedzącąna
ławceEwą.–Ty!Poznałaśkogoś?!–zapytałazaintrygowana.
WodpowiedziEwauśmiechnęłasiętajemniczo,kładącdłońnadużymdziwnym,
ciemnoczerwonym,matowymkamieniuzawieszonymnazłotymłańcuchu,którymiałana
szyi.Karolinabyłapewna,żenigdygowcześniejniewidziała.Takjaknigdywcześniejnie
widziałaswojejprzyjaciółkitakpodekscytowanejipewnejsiebie.
–Późniejcipowiem.Noidź!–popędziłająEwka–Czekamtutaj.
AlekiedypopięciuminutachspędzonychwłazienceKarolinawróciła,Ewyniebyło.
***
–Chłopie,cotysiętakopierdalaszztymzamówieniem?Chcesz,żebyklient
reklamacjęzrobił?Ajakjużbędziesznapiętnastym,tobrudnenaczyniapozbierajzpokoi.
–Spadaj–burknąłpodnosemAdamWoźniak,jedenzdziesięciupracującychna
popołudniowązmianękelnerów.
Miałdzisiajzdecydowaniezłydzień.Wskrzyncenalistyznalazłwezwaniezbankudo
zapłaceniazaległejratykredytu.Kiedychciałzdomowegotelefonuzadzwonićdobrata,żeby
gopoprosićopożyczkę,usłyszałwsłuchawcebezosobowykomunikat:nPrzepraszamy,to
połączenieniemożebyćzrealizowane”.Trzyniezapłaconerachunkizaowocowały.Całe
szczęście,żeprzynajmniejkomórkęmiałczynną.Niestety,okazałosię,żebratteżjestbez
forsyiniemożemupomóc.Aostatnimakordemtegofatalnegodniabyłastłuczkawdrodze
dopracy.Przyjazdpolicjipociągnąłzasobądwustuzłotowymandat.Wszystkieformalności
zajęłymuprawiepółgodziny,więcniedość,żemusiałsięgęstotłumaczyćzespóźnienia
szefowizmiany,tojeszczegwałtownienadganiaćrobotę.Koledzy,którzywcześniej
rozdzielalimiędzysiebiejegozlecenia,terazwrewanżuprzerzucalinaniegoswoje,imusiał
sięzwijaćjakwukropie.
3